Podziel się tym artykułem
Powiedziałam sobie to dawno temu, gdy życie rzuciło mną o ścianę mówiąc nic z tego… Wtedy coś we mnie zamarło, pękło, by na zawsze pozostawić szczelinę, przez którą nie przedostanie się już żadna łza. Przez lata życie rzucało mną po lądach, przypadłościach, próbowało mnie i wypluwało, jakby to jeszcze nie był ten smak, nigdy nawet nie pomyślało, że może mam dość, że może więcej już nie zniosę, że może jak na jednego człowieka wystarczy…?
Chciałam krzyczeć, zamiast tego w jeszcze większym zacięciu milczałam i podnosiłam się do kolejnego starcia z nim, raz tylko zapytałam je dlaczego ja, dlaczego nie przydzieli tego bólu również innym w takim natężeniu, życie odpowiedziało mi ustami kogoś, kto znał mnie od dawna, mówiąc… ja bym tego nie zniosła, nie dałabym już rady, wtedy wiedziałam, że rani mnie, że rzuca mną i ciągle w takim zapamiętaniu kopie, bo ja to przetrwam, bo ja się podniosę, choć posiniaczona, obolała i bez sił, ale przetrwam, wstanę i znowu stawię mu czoła!
Przez lata nie uroniłam dla niego ani jednej kropli, po moim policzku nie spłynęło nic, z każdym ciosem wymierzanym mi przez życie zaciskałam pięści, zagryzałam wargi i wiedziałam, że kiedyś to ja uderzę z taką mocą, że pierwsza łza będzie moim zwycięstwem. Bolało, że musiałam uśmiechać się na rozkaz, że nie mogłam być słabsza od innych, że zawsze musiałam stać na pierwszej linii frontu, by chronić tych, którzy nie mieli siły już stać w ogóle. Bolało, że nie mogłam wykrzyczeć wszystkim, że mam już wszystkiego dosyć, że chcę odpuścić, chcę poluzować więzy i zacząć okazywać strach, ból i słabość, zamiast tego siniaki i rany pojawiały się jak oszalałe, nie goiły się szybko, niektóre pozostawiły szpecące blizny, które przypominać mają o tym, że łatwo to może być innym, ale nie mnie.
Lata mijały, a ja stałam się zimna i twarda, mój wzrok był nieprzejednany, a usta nie okazywały żadnych emocji… Życie nigdy nie próbowało się ze mną zaprzyjaźnić, w zamian za to, nauczyło mnie jak żyć, nauczyło mnie jak przetrwać nawet w tragicznych warunkach, nauczyło mnie, że nie jest łatwe i że nie o to chodzi, by takie było. Podsuwało mi pod nos nieudane eksperymenty, by pokazać mi, że i one nie zmienią mnie jako człowieka… Udowadniało mi każdego dnia, że potrafię wstać i dalej próbować, gdy inni już dawno się poddali. Nauczyło mnie robić swoje pomimo wszystko i wbrew przeciwnościom, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, częściej byłam na dole i nauczyłam się bezbłędnie odbijać, wiedząc, że nic nie trwa wiecznie. Niegasnąca wiara w to, że dojdę tam, gdzie zaplanowałam, była tym, co trzymało mnie przy czasem bardzo powolnej i żmudnej egzystencji. Wiele smutku za mną, wiele bólu i niedociągnięć, wiele walk, do których musiałam podejść, bo inaczej nie spotkałabym tego, przy którym moje łzy zaczęły płynąć…
Bo pozwolił mi się wzbić, pozwolił mi być głośniejszą, otworzył drzwi, za którymi mogłam być całkowicie sobą i to wszystko zapisał we mnie drukowanymi literami, bym nigdy nie pomyliła się w odczycie. Pozwolił mi uwierzyć, że życie nie jest tak słone w swym odbiorze jak mogło by się wydawać, że czasem rzuca słodki posmak. Podarował mi sens i nauczył, że łzy nie oznaczają słabości, a są pokazem siły, bo trzeba mieć odwagę, by słabość pokazać światu. Podzielił się ze mną tajemnicą o tym, że razem życie bywa łatwiejsze w odbiorze i o dobrą stacje łatwiej. Tak naprawdę to nie jego zasługa, że wszystko się zmieniło i że teraz jest łatwiej, on po prostu pozwolił mi na bycie, na istnienie, na oparcie się na ramieniu, wtedy zaczęłam sięgać wyżej, życie osłabiło się w swym natarciu, a moja wiara tylko wzrosła. Nie okłamujmy się, były momenty, w których mówiłam sobie w ciszy, nie dam rady, nie chcę już, ale jakie miałam opcje? Mogłam się tylko poddać, a ja tego nigdy nie przyswoiłam do swojego organizmu, nigdy nie nauczono mnie poddawać się, nigdy nie pozwolono mi myśleć, że nie ma odwrotu od sytuacji nawet najbardziej beznadziejnej.
I wiesz co? Super dziewczyny płaczą, pozwalają sobie na morze łez, gdy wiedzą, że im to pomoże, pozwalają sobie na ciepły koc, gdy mają ochotę schować się przed światem, pozwalają sobie na zaszycie się w samotności, by wszystko poukładać tak, by kolejne łzy nie były tak silne w swym natarciu.