Podziel się tym artykułem
Mówiłaś, dawałam z siebie wszystko… Mówiłaś, byłam na każda zawołanie… Mówiłaś, zawsze go wspierałam, trwałam, pocieszałam, gdzie więc tkwi problem? Czemu nie jesteśmy razem w formie powszechnie uważanej za normalną? Czemu się ukrywamy i wstydzimy świata? Czemu ty nie przyznajesz się do jej istnienia? Może dlatego, że jeszcze nie zamknąłeś starych rozdziałów. Może dlatego, że dobrze ci w takim połączeniu przeszłości z teraźniejszością, a wygoda zawsze była dla ciebie priorytetem. Może dlatego, że jesteś patologicznym kłamcą i skupiasz się tylko na tym, by twojej osobie było przyjemnie. Trudno oceniać twoje pobudki, trudno wymagać od ciebie więcej, skoro ona z pełną świadomością sama weszła w relację, w której nie znaczy nic, a pełni jedynie kilka podstawowych funkcji bankomatu, restauracji, hotelu, spowiednika i renomowanego spa, w którym można się zrelaksować, wyciszyć i zapomnieć o uwierającej sytuacji.
Oczekiwałaś, że skoro on składa obietnice to są one wiążące i znaczą dokładnie tyle ile w nich jest emocji i zapewnień, ale nie pomyślałaś o tym, że swojej rodzinie również te obietnice składał, również przysięgał i zapewniał, że nie opuści, dlaczego więc z tobą miałoby być inaczej? Jesteś wyjątkowa, jedyna? Oczekiwałaś, że obsypując go wszystkim czego chce i potrzebuje on poczuje wdzięczność i zrozumie jaki skarb mu się trafił, tymczasem przyjmował wszystko, jakby mu się należało i nie czuł się w obowiązku nawet podziękować. Po co zresztą miałby dziękować, skoro ty i tak z najpiękniejszym ze swoich uśmiechów za chwilę zjawisz się z kolejnym prezentem. Oczekiwałaś, że jego stare, jeszcze obecne życie się skończyło, a wasze dopiero się rozpoczyna, oczywiście przygotowałaś się na turbulencje, ale nie spodziewałaś się, że jego lot bez ciebie jest spokojny, wierzyłaś w jego zapewnienia, jak mu źle i jak ważna jesteś tylko ty. Słowa piękna rzecz, tyle uniosą, tyle zniosą i sprawią tyle zawodu ile tylko zechcesz.
Dostrzegłaś, że jesteś oszukiwana, obrażana, mieszana z błotem i upychana w kąt jak wstydliwy sekret, zabolało, dotknęło, wyrzuciłaś go, niby się pożegnałaś, by po czasie znowu przypomnieć sobie ile fascynacji w tobie budził i przyjąć z otwartymi ramionami, cóż… Sytuacja się powtórzyła, bo ludzie aż tak się nie zmieniają, co najwyżej okoliczności mogą odrobinę się zmodyfikować, ale nie podejście do fundamentalnych spraw. Przyjęłaś go więc licząc, że powielając swoje działania jeszcze bardziej zbliżysz go do siebie, znów oddawałaś mu wszystko, poświęcałaś się, wierzyłaś w lepsze jutro, obsypywałaś kwiatami, a on? On znów potraktował cię jak przedmiot wielokrotnego użytku, który sprawdza się w sytuacjach kryzysowych, który nie ma żadnej wartości sentymentalnej, który dobrze, że jest, ale jeśli go nie będzie to też żaden problem.
Wbrew wszystkiemu problemem nie jest on, to nie on co chwilę popełnia te same błędy, to nie on jest krętaczem, bo rozszyfrowanie go przyszło ci łatwo, to nie on łudzi się, że będzie lepiej i to nie on wmawia sobie, że piękna historia z waszym udziałem dopiero powstanie. To wszystko ty, ba ty nawet wiesz, że on cię oszukuje, ty wiesz, że jesteś tylko przystanią, by mógł wytchnąć, zapomnieć, ty nawet wiesz, jak prosty w obsłudze i bezrefleksyjny jest, ale i tak liczysz na cud przemiany. Tylko powiedz dlaczego miałoby się cokolwiek zmienić? Dlaczego nagle miałby pokochać cię miłością bezwarunkową, być oddany? Dlaczego miałabyś nagle stać się tą wyjątkową? Dlatego, że wszystko, czego oczekiwał dostał i nie musiał się starać? Dlatego, że byłaś na każde skinienie jego głowy? Dlatego, że pozwoliłaś sobie na brak szacunku? Dlatego, że nawet gdy zadawałaś pytania to i tak nie słyszałaś odpowiedzi i się na to zgadzałaś?
Pozwoliłaś mu na wszystko, sprawiłaś, że jego świat był takim, jakiego oczekiwał, podczas gdy twój był małym piekiełkiem, w którym nie chciałaś żyć, ale od którego nie potrafiłaś, nie chciałaś i nie miałaś siły się uwolnić. Nie będzie lepiej, nigdy nie będziesz dla niego wartością, nigdy nie staniesz się istotnym elementem jego układanki i zawsze będziesz tylko synonimem uwierającego kamienia w bucie, bo nigdy nie byłaś nikim ważnym, co najwyżej byłaś nikim, bo na to pozwoliłaś i trwałaś w tym stanie, mimo przewagi dałaś się stłamsić i upokorzyć. Do kogo masz teraz żal? Bo powinnaś tylko do siebie… I tylko patrząc w pustą przestrzeń przed sobą liczysz na to, że coś się zmieni, że może się uśmiechniesz, może będzie inaczej, ale wiesz, że nie będzie, bo sama na ten stan pozwoliłaś, sama dałaś mu prawo, by jego życie było ważniejsze od twojego i teraz w tych gruzach swoich marzeń, planów i uczuć starasz się odnaleźć siebie nadal naiwnie licząc, że on wróci odmieniony, że zacznie cię szanować… Tylko jak ma to robić, skoro sama na ten brak szacunku do ciebie pozwoliłaś?