Podziel się tym artykułem
Zbierane doświadczenia z czasem przestają wpływać na to, co kiedyś wręcz fizycznie odczuwaliśmy, zaczynają być jedynie tym, co było naszym udziałem… Uczą nas ostrożności, lepszego oceniania rzeczywistości, bycia czujnym, wycofywania się, bywa, że zdecydowanie za wcześnie. Uczą, że w początkowych fazach dobrze jest zachować czujność, zasadę ograniczonego zaufania i nie popadanie w skrajności. Jednak to, co nowe i nieznane nie zawsze wywołuje w nas strach, czasem chcemy próbować, nawet jeśli zdrowy rozsądek podpowiada coś zupełnie przeciwnego. Czasem chcemy ryzykować, nawet jeśli z czasem i tak będziemy tego żałować i powtarzać, że nigdy więcej. Czasem liczymy na to, że wszystko, co złe i zawodzące już za nami, a przed nami już tylko to, co pozytywnie zaskoczy.
Zastanawiałam się czy te kolejne potknięcia to efekt mojej naiwności czy wyłączania myślenia, gdy serce dochodzi do głosu, jednak zdałam sobie sprawę z tego, że po prostu nie potrafię przestać próbować. Bo jak bez tego mogłabym ocenić to, co straciłam? Jak bez podjętych prób mogłabym cokolwiek poczuć? Jak mogłabym stawać się tym innym człowiekiem? W jaki sposób zdobywałabym doświadczenie, które teraz podpowiada mi kiedy przestać? W jaki sposób stałabym się człowiekiem świadomym? Złamane serce boli, ten ból jest tak zaciekły, tak zapamiętany, tak obłędnie doskwierający, że trudno opisać go słowami. Sprawia, że rozpadamy się na tysiące kawałeczków, że nie potrafimy się odnaleźć, cierpimy… Jednak ten ból jest dowodem na to, że udało nam się przeżyć coś, co nie każdemu jest dane… Miłość.
Kochałam i wcale nie żałuję, być może nadal coś czuję, być może nadal co jakiś czas wracam myślami do tego, co się wydarzyło, a co jak mi się wydaje, już nigdy nie będzie moim udziałem. Nie żałuję tych wszystkich łez i samotności, nie rozpamiętuje tego, że moje serce jakby na chwilę się zatrzymało i nie wiedzieć czemu miało problem w zadecydowaniu czy znów przystąpić do pracy. Było mi źle, czułam się jak wyrzutek, czułam, że nikt nie jest w stanie zrozumieć tego, co stało się moim udziałem, co przeżywam i co na chwilę mnie zabiło. Wracam jeszcze czasem do tego, co kiedyś obiecywało mi wieczne szczęście tylko po to, by przypomnieć sobie jak to jest czuć, jak to jest być ważnym, jak to jest wiedzieć kim się jest.
Byłam szczęściarą, bo nie zatrzymałam się bojąc, że stracę swoje serce, że moje marzenia mogą się nie spełnić, że wszystkie te szalone momenty, sytuacje wyrwane z kontekstu będą dla mnie ostatnim bastionem i znowu polegnę. Nie bałam się i chyba to powoduje, że uśmiecham się po tym wszystkim, po tym, jak moje serce posklejane niezdarnie taśmą pomogło mi powiedzieć sobie… Nigdy nie powiem ci do widzenia! Nigdy nie pozwolę, by strach dowodził tym, co chcę zrobić, nawet jeśli skutki będą w konsekwencji bardzo bolesne.
Złamane serce jest dowodem na to, że próbowaliśmy, że w naszej ocenie było warto, że żadne inne uczucie nie było na tyle silne, by zmusić nas do wycofania się. Nie ma się czego wstydzić, nie ma sensu zakłamywać rzeczywistości, udawać, że to, co się stało nie było naszym udziałem, bo było. Czy zaufanie sercu to błąd? Czy to powód do wstydu? Czy to, że się poobijaliśmy, bo chcieliśmy czegoś więcej, daje prawo innym do oceniania tych ran? Nie sądzę, by ktokolwiek miał prawo do oceniania naszych prób. Udanych prób… I brawo za odwagę! Cieszy mnie możliwość poznanania całej palety barw i emocji, nawet tych niekoniecznie atrakcyjnych czy przyjemnych na pierwszy rzut oka. Cieszy mnie, że mogłam to wszystko po prostu poznać. Te ciemne chmury i uroki odrzucenia, te szarości poranka i bicie się z myślami co dalej. Te czarne dziury, które tylko pogłębiały zagubienie, ale i te słodkie, cukierkowo-różowe momenty, gdy uśmiech nie schodził mi z twarzy. Te pełne czerwieni kieliszki, wypełnione szumiącym rozluźniaczem. Uwielbiam powracać do chwil spędzonych w zieleni spacerów po lesie czy też śnieżnobiałych dni, gdy przez oszronione okno spoglądaliśmy z nadzieją na błogie nicnierobienie. To nie wszystko… Mogłabym tak opisywać to, co z tobą poznałam, przeżyłam bez końca, ale po co? Skoro te wszystkie kolory wracają do mnie w zależności od chwili w intensywnych migawkach i pastelowych przypomnieniach.
PS. Nie bój się próbować, nawet kosztem złamanego serca, bo jak w przeciwnym wypadku dowiesz się czy było warto?