Podziel się tym artykułem
Mówi się, że w życiu nic nie dzieje się bez powodu, że sytuacje, które nam się przytrafiają, ludzie, których napotykamy w danym momencie, są po coś. Można w to powątpiewać, można zaprzeczać i się z tym kłócić, ale patrząc zupełnie obiektywnie można śmiało stwierdzić, że coś w tym jednak jest.
Ludzie są przyczyną wszystkiego… Nagłych zakochań i porywów serca, przewlekłych kłótni i oplatających otoczenie nierozwiązanych tematów, kolejnych decyzji i nietrafionych wyborów, są sprawcami niespełnionych marzeń i odkrytych pragnień, mają w sobie blask i magię tego, czego z takimi wypiekami na twarzy się oczekuje oraz cień i lustrzane odbicie porażek, które się przytrafiają, a z którymi niestety trzeba się pogodzić. Wszystkiego przyczyną są ludzie i to oni nawzajem w jakimś stopniu kształtują jednostkowe losy. To nie jest tak, że ty jako człowiek sam za siebie w pełni odpowiadasz za wszystko, co cię otacza, że jesteś całkowicie niezależny i odrębny, bo jesteś częścią większej całości i cały ten obieg ludzkich działań, myśli, uczuć, potrzeb czy codziennych zależności jest również i twoim udziałem.
Zapytałaś kiedyś dlaczego ją poznałaś, dlaczego on przywiózł cię akurat w tamtym czasie do tego konkretnego miejsca, dlaczego w momencie, gdy wszystko zaczynało się sypać, ty trafiłaś na nią… Być może dlatego, żeby po jego odejściu nie zostać ze swoim „ja” w samotności, żeby posłuchać jej poszturchiwań słownych, zaczepek myślowych i troski wyrażanej w dość szorstki sposób, ale taki do niej podobny. Może jakaś zwierzchnia siła wiedziała, że będziesz jej potrzebować, by przetrwać stratę, samotność i niezrozumienie, może ktoś wiedział, że żeby cię podnieść potrzeba kogoś, kto cię na tyle wkurzy, że będzie ci się chciało walczyć dalej, a może dlatego, że każdemu jest potrzebny jakiś anioł stróż, nawet jeśli ubrany w iście diabelską skórę.
Ona była przyczyną twojej podróży, tego twojego zderzenia z samą sobą. Potrzebowałaś kogoś takiego, jak powietrza, by przetrwać utratę prawie wszystkiego, by wiedzieć, że za chwilę wydarzy się coś dobrego, coś na co tak czekasz i w co chciałabyś wierzyć. Chcesz kochać, ale boisz się, że już ci się to nie przydarzy, więc masz ją, która powtarza ci jak mantrę, do znudzenia, że na to uczucie zasługujesz i gdy pozamykasz dawno już martwe rozdziały, otworzy się zupełnie nowy, na czystej kartce. Ona wie, że abyś ruszyła z miejsca potrzebujesz celu i wizji sukcesu, może nie takiego oczywistego, banalnego, ale takiego, którego będziesz współtwórcą, do którego przyłożysz swój pomysł, spracowaną dłoń i radość, która płynie z samego środka, a która do tej pory była głęboko schowana przed światem, bo ten wymagał od ciebie powściągliwości i dekretem zabronił ci ją odczuwać.
Możesz się długo zastanawiać dlaczego coś się dzieje, dlaczego konkretni ludzie stają na twojej drodze i albo brużdżą, albo budują, ale chyba to pewna strata czasu, bo to i tak się wydarzy, gdziekolwiek nie skręcisz w swojej wędrówce i tak na coś, kogoś trafisz. Tak jest to wszystko skonstruowane, że nie możemy jedynie stąpać po delikatnych płatkach róż, musimy czasem poskakać po rozżarzonych węglach, by na końcu znaleźć ukojenie w zimnej sadzawce. Może nie będzie jej przy tobie wiecznie, może bywa tylko z doskoku, ale posiadasz świadomość, że jest i że w sytuacji krytycznej ugasi chociaż część tego rozszalałego pożaru, a jeśli nawet nie, to będziecie razem patrzeć, jak żywioł obraca wszystko w popiół i pozwala wszystkiemu rodzić się na nowo. Z nią przecież nawet sprawy ostateczne nie są śmiertelne.