Podziel się tym artykułem
Nie poproszę byś czekała, ale będę miał nadzieję, że nie zobaczę jak odchodzisz… To jego ostatnie słowa, pełne nadziei i bólu, bo wiedział, że wymaga niewyobrażalnego, że przywiązuje ją do siebie niewidzialną nicią, która mimo że wytrzymała, rani… Rani, bo te dwa światy mimo że idealnie skrojone oddzielały kilometry, których żadne z nich nie potrafiło wtedy pokonać, ale minęły lata, wiele się zmieniło, wiele zostało powiedziane, część rozdziałów zamknięta, inne otwarte, a i uczucia uległy modyfikacji.
Kiedy poprosił, by została nie składając żadnej obietnicy, a jedynie pozostawiając zapewnienie, że jej wyjątkowość dla niego nigdy nie przeminie ona zastygła, tak naprawdę nie musiał tego mówić, wielokrotnie widziała to w jego spojrzeniu, które zdradzało wszystkie jego uczucia. Ich rozmowy nie były tradycyjne, to były raczej wymiany pojedynczych zdań, a czasem słów, które jak metaforyczne dźwięki niosły ze sobą niesamowite przesłanie, możliwe do odczytania tylko przez tych dwoje. Słowa, które dla przeciętnego człowieka nic nie znaczą, dla nich były kluczem do prywatnego porozumienia, nie upraszczali niczego, jakby ta sieć zawiłości była dla nich dodatkowym napędem, jakby nic więcej nie było im potrzebne… Obietnica nie zawsze w konsekwencji przeistacza się w działanie, jej wtedy wystarczyłaby tylko ona, ale on jako człowiek honoru nie mógł złożyć czegoś, czego dotrzymać nie będzie potrafił, co umknie jego uwadze, co zostanie zapomniane lub przeoczone, więc nie złożył nawet jej…
Ona potrzebowała wtedy tej obietnicy, jak powietrza, potrzebowała coś wiedzieć, nie chciała karmić się chwilowymi uniesieniami, które pomimo piękna wypalały od środka, gdyż nie niosły ze sobą nic trwałego, nic rokującego, nic pragmatycznego. Ich piękna historia wydarzyła się naprawdę i zostanie z nimi na zawsze, po kres swych dni zachowają wspomnienia o tym, że kiedyś coś ich połączyło, że coś nierealnego spowiło ich światy na zdecydowanie dłużej niż to przy pierwszej wymianie słów i spojrzeń przewidywali, ale…
Ona odczekała pewien czas, może to czas żałoby, może poszukiwań, a może pogodzenia się z tym, że tkwienie w pięknej sukni i czekanie na niemożliwe nie jest tym, czego ona chce. Pojawił się ktoś… Czuły, oddany, prawdziwy, pojawiło się uczucie, wbrew wszystkiemu chyba najprawdziwsze z dotychczasowych, takie, na którym można się oprzeć i które przenika, takie, którego można być pewnym i które jest pomimo braku komfortowych warunków. To nie jest tak, że nastąpiła wymiana i jedna historia została zastąpiona kolejną, absolutnie nie, bo te dwie historie są zupełnie inne!
Zastanawiasz się pewnie czym się różnią i jak pomimo takiego oddania można w ogóle przejść na inny brzeg rzeki, jak można odejść pomimo iż za plecami zostaje tęskny wzrok tego pierwszego, który jednak nic nie zrobił, bo jego życie w takiej formie, jaką ukształtował było ważniejsze. Można, wiesz dlaczego? Bo ona była zmęczona czekaniem, czekaniem na kolejny bal, na kolejne uniesienie, spojrzenie i półsłówko, które tak naprawdę były zawieszone w przestrzeni. Nie chciała tylko wyrywać pojedynczych chwil, chciała je kreować, a z nim było to niemożliwe. Odeszła, nie było to łatwe, ale postanowiła, że nawet najpiękniejsza historia jeśli nie poparta kolejnymi krokami, działaniami, oparta jedynie na złudnym przekonaniu, że taka bajka może trwać bez końca, nie jest zbyt wiele warta w porównaniu do tego, co realne i równie piękne. Kobieta w czerwieni spotkała dobrze skrojonego mężczyznę naszych czasów, który rozumie, wspiera i jest, który widzi w niej to samo piękno, z jednym wyjątkiem, potrafi pójść o krok dalej… Dzięki czemu to piękno rozwija się bez końca.
Gdy odchodziła nie było żalu, obracania się za siebie czy tęsknoty, była czysta, nowa karta i otwarty umysł, i serce, które czekały na dalszy rozwój wypadków, również tych romantycznych. Kobieta w czerwieni podjęła decyzję ostateczną, zostawiając za sobą magię ekranu i skupiając się na realnej scenie, w której aktorzy wiedzieli w co grają… A czerwień nosi się tak samo dobrze, jak wcześniej!