Podziel się tym artykułem
Kobieta doznała straty, tym bardziej bolesnej, że ostatecznej. Trudno pogodzić się z tym, że ktoś znika z naszego świata i więcej się w nim nie pojawi, trudno uzmysłowić sobie fakt, że coś się stało i nie ma już tego jak odwrócić, jak naprawić, jak zmienić… Każda pobudka jest przypominaniem sobie na nowo, że tej konkretnej osoby już fizycznie nie ma, że odeszła i nigdy już nie zobaczymy znajomego uśmiechu, nie usłyszymy powitania czy zapytania o samopoczucie. Nie ma takiego argumentu, który złagodzi ból po odejściu, po zamknięciu pewnego etapu, nie ma środka czy opatrunku, po którego zastosowaniu nieprzyjemne uczucie minie i człowiek zostanie wyleczony, bo proces rekonwalescencji niestety musi trwać.
Zapytała skąd wiem, że on jest, że czuwa, odpowiedź jest prosta, ale dla niej nadal niezrozumiała, ja w to po prostu wierzę, czuję każdym zmysłem. W momencie, gdy ktoś odchodzi na zawsze, tylko wiara pozwala przetrwać najtrudniejsze chwile, tylko ona daje siłę, by każdego dnia podnieść się z łóżka i nie popaść w otchłań, która wciąga i w której spadanie nie ma końca. Wierzę w to, że gdy ktoś odchodzi to pozostawia część siebie, że w jakiejś formie zawsze jest obok, to silne przeczucie utwierdza każda sytuacja, w której z potyczki wychodzę bez szwanku i mam siłę na kolejne starcie.
Jak przetrwać ból, który wypala od środka, jak wytłumaczyć sobie, że ktoś, kto był całym światem wszystko ze sobą zabrał i nie będzie miał okazji, by to oddać? Jak przejść nad stratą do porządku dziennego i dalej robić swoje? Oczywiście łatwiej to powiedzieć niż wprowadzić w życie, ale nie można unikać prób, bo jeśli zaniechamy podnoszenia się, jeśli ciągle tylko będziemy zadawać pytania bez odpowiedzi, mające wyjaśnić dlaczego, co by było gdyby i jak to zrozumieć to nigdy nie ruszymy z miejsca. Są sprawy, które nigdy nie zostaną wyjaśnione, są takie tajemnice, które na wieczność nimi pozostaną, grzebanie w ziemi w poszukiwaniu odpowiedzi jest stratą czasu i burzeniem spokoju, do niczego nie prowadzi, a jedynie mnoży pytania, wątpliwości i tęsknotę, która i tak już jest spotęgowana! A tęsknota nigdy nie zniknie, zawsze będzie obok, jej natężenie będzie ulegać zmianie, z czasem nie będzie tak intensywna, ale nie można powiedzieć, że kiedyś nadejdzie jej kres.
Jeśli utwierdzisz się w przekonaniu, że najbliższa ci osoba znika wraz z jej ostatnim tchnieniem, wraz z decyzją o zakończeniu czegoś, w czym nie widzi sensu, to niestety, ale sam siebie skazujesz na wieczne cierpienie i otwieranie rany za każdym razem, gdy przywołasz jakieś wspomnienie. Uwierz nie w moc nadprzyrodzoną, nie w jakąś trudną do określenia siłę, ale uwierz w tego człowieka, który był i teraz nie ma powodu, by nie czuwać przy tobie nadal, choć w innej, niezdefiniowanej postaci. Pogrążanie się w marazmie, w pustce tylko potęguje to, co zabija od środka, człowiek staje się wrakiem na własne, trudne do wyjaśnienia życzenie.
Skąd wiem, że on jest? Cóż, wierzę, dlatego jestem pewna tego, co mówię. Jestem pewna, że to, co w nim najważniejsze zostaje na wieczność. W końcu czym bylibyśmy bez tej wiary? Niewiele by w nas zostało, niewiele by nas tworzyło i niewiele by umierało. On jest, w podobnych sytuacjach, w konkretnych odczuciach, w pamięci, która wcześniej zawodna, teraz odtwarza obrazy jak oszalała i ciągle przypomina o kolejnych wydarzeniach, podrzuca nowe bodźce, dobrze znane momenty. Dlatego wiem, że on jest i będę ci to powtarzać, aż sama w to uwierzysz maleńka! Teraz pozostało ci przeżyć życie smakując tego, czego kosztowaliście razem i ciągle szukać kolejnych, jeszcze nie odkrytych smaków. Rozkoszuj się tym tak, jakby on był tuż obok, jakby zaraz miał złapać twoją dłoń i zaprowadzić cię do bezpiecznej przystani.