Podziel się tym artykułem
Zabawne, powinno być tak, że ludzie spragnieni siebie odczuwają największą siłę przyciągania, gdy są blisko, bo wtedy łączące ich uczucie nasila się, wzrasta, ma szansę bez przeszkód się komunikować. Niby oczywiste, a jednak nie do końca, bo przez nadmiar bodźców, falę napływających z zewnątrz informacji i czaso-umilaczy oraz nieograniczone możliwości komunikacyjne w dużej mierze przyzwyczajamy się do dystansu. Powstają, a może rodzą się ludzie, którzy łakną bliskości i bez końca za nią tęsknią, brakuje im zainteresowania, ciepła, bycia, ale ciągle pomimo swych pragnień i preferencji żyją samotnie, bez przekonania, otuleni cierpieniem, które tak umiejętnie modelują.
Uczymy się tęsknić za człowiekiem, a raczej jego wyimaginowanym obrazem, kiełkuje w nas silne pragnienie, by zdobyć kogoś na miarę własnych potrzeb, poznajemy kogoś i modelujemy go wedle scenariusza, a i tak to nigdy nie jest to. W dużej mierze chodzi o to, że tak naprawdę nie człowiek, którego poznajemy jest problemem, a my sami, bo przyzwyczailiśmy się, że trzymając dystans nasze tęsknoty są silniejsze, a one uzależniają jak narkotyk i silnie stymulują egzystencję. Dotyczą one również ludzi, których w życiu przyciągają toksyny niewiadomego pochodzenia, czyli takie, które skutecznie zatruwają organizm, ale za którymi biegniemy w imię głębokiego jak rów uczucia, do którego z czasem wpadamy coraz głębiej. Ciągle czekamy, aż wybrana przez nas osoba zechce spełnić nasze oczekiwania, aż da nam to, czego tak chcemy, stabilizację, zainteresowanie, ciepło, obecność, opiekę i prawdziwe, gorące uczucie. Bawimy się tym magnesem, jakby ta ciągła szarpanina miała coś zmienić, jakbyśmy mogli na kimś wymóc naszą upragnioną zmianę. A czasem najskuteczniej wymienić osobę, wbrew pozorom jest to mniejsza krzywda niż trwanie w relacji bez przyszłości.
To nie jest tak, że napotkana przez nas osoba jest jedyną jaką w życiu poznamy, że jeśli z jakichś powodów poczuliśmy coś, to już nigdy nie poczujemy tego, a może nawet czegoś silniejszego do kogoś innego. Dawanie sobie szansy to największy prezent jaki można sobie stworzyć. Dystans, który stwarza nie gotowy jeszcze partner sprawia, że coraz bardziej zabiegamy, intensywniej odczuwamy, głównie ból i szukamy rozwiązania, by ta osoba była bliżej. Ta osoba, która ciągle ucieka i nie ma w planach się zatrzymać.
Uciekające osoby niszczą nasze poczucie wartości, sprawiają, że nigdy nie czujemy się pewni, dobrzy ani wyjątkowi, bo to my musimy ciągle biec, by ten dystans zmniejszyć. Wydaje nam się, że jeśli się postaramy, jeśli przymkniemy oczy na pewne niedociągnięcia, jeśli zapomnimy w imię miłości o sobie, to ta druga osoba zrozumie, to będzie to relacja trwalsza, mocniejsza, pewniejsza. Nic bardziej mylnego, nie będzie miała żadnych trwałych podstaw, bo budowana jest jedynie na nadziei tej spragnionej kobiety lub zagubionego mężczyzny, na naiwnym przekonaniu, że gdy będą się starać to będzie lepiej, na złudzeniu, które pokazuje jak mogło by być, ale tak naprawdę sen nigdy nie stanie się rzeczywistością. Dystans się nie zmniejsza, bo im szybciej biegnie jeden człowiek tym skuteczniej znika lub szuka argumentów odpychających ten drugi.
Taka zabawa w tęsknotę, w ciągłe poszukiwanie prywatnego „ideału”, zabawa, która nikogo właściwie nie bawi, ale ciągle ma zwolenników, bo ludzie lubią się tak czasem po-biczować, lubią się ranić i co bardziej zaskakujące lubią się tak sami pokaleczyć w tym poszukiwaniu wyspy szczęścia. Im większy dystans tym silniejsze przyciąganie, to nie jest zdrowe podejście, to preferują osoby chore na tęsknotę, takie, które biegną z przyzwyczajenia, które się potykają, ale wstają wciąż mając nadzieję, że ta druga osoba doceni ich gest, nawet jeśli w pierwszej chwili w ogóle go nie zauważyła. Te dystanse oduczają nas empatii, odzierają nas z podstawowych uczuć, niszczą w nas zalążki tego, co prawdziwe tylko po to, by stworzyć iluzje doskonałości w skonstruowanym planie.