Podziel się tym artykułem
Od jakiegoś czasu była zamyślona, wpatrzona w niby pustą przestrzeń, choć wypełnioną po brzegi bibelotami, sprawami, krajobrazami i wydarzeniami… Zastanawiała się, ale tylko w ciszy, zupełnie bezgłośnie czy przepływający z wolna czas coś zmieni, czy jeśli go sobie da, czy jeśli da go jemu, im, to coś się zmieni? Uczono ją, że czasem wolna przestrzeń, inne tempo mogą wprowadzić zmiany, pozwolić na złapanie tak potrzebnego oddechu, ale czy na pewno? Czy schematyczne zasady można przełożyć na wszystko?
Wmawiamy sobie, podobnie jak ta zamyślona kobieta, że jak upłynie jakiś czas, to coś się zmieni, że jak na chwilę zmienimy przestrzeń, to spojrzymy na te same sprawy, ludzi inaczej, nic bardziej mylnego. To nie czas i nie przestrzeń ponoszą winy za nasze niepowodzenia, smutki czy rozterki… To nasze wybory, nasz mętlik w głowie i sercu, i nasze pragnienia, które często są trudne do zaspokojenia odpowiadają za to, co się nam “przydarza”… Poświęcamy kolejne dni, miesiące, lata, by coś udowodnić, by coś zmienić, by sprawić, że ktoś spojrzy na nas inaczej, poświęcamy, bo wierzymy, że to, czego tak pragniemy skończy się “właściwie”…
Ona też liczyła na to, że jeśli czas będzie bardziej sprzyjający to i warunki się zmienią, a gdy te ulegną zmianie, wtedy też wszystko ułoży się po jej myśli… Nie wiadomo czy w to naprawdę wierzyła, czy tylko sobie to wmawiała, by poczuć się lepiej… Jednak rozdawała czas, poszerzała przestrzeń tylko po to, by zachować coś dla siebie, by nie czuć się osamotnioną, by jej serce mogło bić w „jakimś” rytmie, by mogła powiedzieć, że jej życie jest o czymś, że momenty, które jej się przytrafiają nie są tylko zbieraniną elementów, że tworzą spójną całość. W jej oczach płonęła sprzeczność, chciała wszystkiego teraz, już, chciała, by wszystko było jasne i klarowne, przy jednoczesnym pragnieniu niewiadomej, oczekiwaniu na coś, podtrzymywaniu nadziei na niewiadome, co z dużym prawdopodobieństwem, graniczącym z pewnością nigdy nie nadejdzie!
Bo trzeba wiedzieć co należy uczynić sprzymierzeńcem, a co porzucić, co zasługuje na to, by zostało wskrzeszone, a co należy zamienić w popiół, trzeba uświadomić sobie, że nie wszystko potrzebuje odpowiedniego czasu i przestrzeni, bo w żadnej nie będzie możliwe spełnienie… Złudzenie, że jeśli damy sobie czas, że jeśli pozwolimy sobie na odseparowanie prywatnej przestrzeni od innych to uda nam się pewne sprawy poukładać, ono nie jest prawdziwe i nikt poza nami go nie widzi… Czasem się to udaje, czasem potrzebujemy trochę odetchnąć, by nauczyć się oddychać miarowo, ale zazwyczaj to tylko zamglony sygnał mówiący: coś się bezpowrotnie zmieniło i nie potrafię już odnaleźć tego blasku, zainteresowania, pasji, chęci do walki, radości i zaskakiwania… Czas bardzo często powoduje, że rany, nawet te głębokie się zabliźniają, ale one nigdy nie znikają, im więcej blizn, tym więcej wspomnień o tym, co było nierzadko bolesną, aczkolwiek cenną lekcją. Czas zawsze może być naszym sprzymierzeńcem, każdego dnia, wszystko zależy od przyjętej perspektywy, od oczekiwań i od złudzeń, którymi się karmimy…
Jej historia nadal trwa, pozwoliła, by to czas decydował co i kiedy się wydarzy, zostawiła wszystko w jego rękach mając nadzieję, że potraktuje ją łagodnie, licząc na zmianę, której sama nie zainicjuje, wierząc, że coś się wydarzy podczas gdy ona będzie siedzieć bezczynnie… Twój czas czy twoja przestrzeń mogą być dla ciebie ostoją, ale będą też czasem klatką, nie można wierzyć w to, że w każdym przypadku będą lekarstwem, czasem mogą cię powoli zatruwać. Każdy z nas musi wiedzieć kiedy czas jest sprzymierzeńcem, a kiedy wrogiem numer jeden!