Podziel się tym artykułem
Przypieczętowanie miłości to rytuał, który jeśli dobrze przeprowadzony zostaje w pamięci na zawsze. Jednak nie samo jego przygotowanie i odbycie jest najważniejsze. Ważne jest odpowiednie dobranie, ważne są pobudki z jakich decydujemy się na to, by to właśnie z tą a nie inną osobą spędzić całe życie, ważne jest czy chociaż próbujemy sobie siebie wyobrazić w innym okresie życia u boku właśnie tej konkretnej połówki naszej egzystencji.
Patrzę na te niby zainteresowane sobą, zaangażowane w relacje pary i nie wiem czy czuję smutek, frustracje czy rozczarowanie, bo oni wiążą się ze sobą nie zawsze z właściwych powodów. Częstym zjawiskiem jest branie ślubu, bo to już czas, bo co powiedzą inni, bo ile można czekać, bo nie chcę być sam, bo nie chce mi się pracować, a mąż będzie miał pewne obowiązki wobec mnie i tak bez końca. To nie są „dobre” powody, by wiązać się z kimś na całe życie, to najgorsze z możliwych, bo nie rokujące. Takie pobudki szybko wygasają, nie są trwałe, rozpadają się, bo tak naprawdę nic nie znaczą.
Zapytałam go dlaczego tak właściwie wziąłeś ten ślub skoro jesteś taki nieszczęśliwy, usłyszałam, że bał się samotności, że w pewnym wieku już trzeba, że z kimś przejść przez życie wypada… Zrobiło mi się przykro, nie z jego powodu, poziom głupoty w sposobie myślenia jest dla mnie nie do zrozumienia, ale przykre jest to, że są ludzie, którzy ze strachu, dla świętego spokoju biorą ślub z kimś kogo nie kochają, kogo często nie lubią nawet, nie mówiąc już o tym, że czasem jedyne co ich poza węzłem przysięgi łączy to na przykład rodzaj wykonywanej pracy. Dni biegną, a złe emocje narastają i jedyne co się rodzi to niepotrzebne napięcie, niechęć, w przypadkach bardziej dramatycznych potomstwo, które nie może liczyć na szczęśliwych rodziców, a jedynie na obserwowanie przepychanek, łez i wysłuchiwanie odwiecznych pretensji dwójki wrogów mieszkających pod jednym dachem, który zamiast być ostoją spokoju staje się więzieniem o zaostrzonym rygorze i tylko czeka się na przepustkę.
Nie taki miałeś być, wiesz? Nie taką miałaś grać, pamiętasz? Ślubuję Ci na dobre i na złe nie mając pojęcia co te słowa znaczą… Zapominam o przywiązaniu do ciebie, nie jesteśmy jak dwa magnesy, które nie potrafią się od siebie oderwać, oddziałujemy na siebie zgoła odwrotnie, odpychamy się w każdy możliwy sposób… Zapominam, że mógłbyś być snem, z którego nie chciałabym się obudzić, stajesz się koszmarem, który powraca co noc… Unikam wyruszenia w podróż życia wiedząc, że i tak nie wsiądę do samolotu, za bardzo boję się rozbicia w rzeczywistości, wolę łudzić się, że może na kolejnym przystanku będzie lepiej i że ten zdezelowany autobus niespełnionych marzeń nie rozleci się w trakcie… Zrezygnowałem z tarczy prawdziwego uczucia na rzecz niekończących się traumatycznych historii i ciągnących się żali, które nigdy nie doczekają zakończenia… Odpuściłem chęć powrotów, bo nie mają one sensu, żadnej pasji, ognia, dobrej woli między nami nie ma… Zapomniałem, że mogę na Ciebie liczyć, sieć naszych powiązań rozpadła się w naszych dłoniach, mocne węzły puściły bez wysiłku, przecież między nami od zawsze nic nie ma, nasza poprawność nas zabiła, zdecydowaliśmy się na podpisanie kontraktu, który nie jest wart nawet złamanego grosza… Straciliśmy cel z zasięgu wzroku, przegapiliśmy własne życia tylko dlatego, że poczuliśmy przymus spełnienia obowiązku bycia z kimś udokumentowany uroczystymi podpisami, nieskazitelnymi obietnicami o niczym!
I tak żyją obok siebie te dwie obce sobie osoby, które jak na ironię powinny być sobie najbliższe. Mijają się jak dwie nieznane sobie planety, patrzą na siebie wrogo i poruszają się po zupełnie innych sferach niebieskich. Odchodzą od siebie każdego dnia, nie potrafiąc jednoznacznie ocenić strat i podjąć decyzji, że dezercja w tym przypadku jest jednym z mądrzejszych wyjść, jeśli odmeldowanie się z posterunku jest zbyt trudne. Człowieku trochę litości czy troski sobie okaż, trochę empatii w stosunku do tej drugiej osoby, odejdź. Czasami przerwanie nieskończoności powiązań, bezmiaru smutku i dorzucenia jest lepsze od reanimacji czegoś, co martwe jest od momentu składania przysięgi. Po co ci ten ślub skoro o miłości, radości czy chęciach nie ma tutaj mowy? Jeśli chcesz się bez końca biczować, poddawać torturom patrzenia na kogoś na kogo trudno jest ci podnieść nawet wzrok to proszę bardzo zostań w tym zamkniętym układzie bez szans na szczęśliwe zakończenie… A zapewniam cię, z właściwą osobą ono jest możliwe, z dobrze dopasowanym puzzlem w układance można zaznać gry, której nigdy nie ma się dość, można poczuć pożądanie, które nie gaśnie, odkryć pokłady dobrej woli, ciepła, przyjaźni, zainteresowania o jakich nawet nie śniłeś, można przeżyć wymarzone życie, trzeba tylko chcieć i nie być zachowawczym tchórzem, a jeśli nim jesteś, cóż… Koniec Gry!