Podziel się tym artykułem
Żyłam w przeświadczeniu, że nienawiść to jedno z najgorszych uczuć, jakim można „obdarzyć`’ drugą osobę, widziałam w niej tylko zło, uważałam, że jest pochodną wielu negatywnych sytuacji, ruchów i słów tej znienawidzonej jednostki. Nie brałam jednak pod uwagę tego, że może rodzić się powoli w zakamarkach zwykłego życia, w chwilach niekontrolowanych wybuchów i uniesień, w momentach, w których ze złowrogim wyrazem twarzy pokazujemy swoją prawdziwą, mroczną odsłonę. Nie zawsze jesteśmy w stanie powstrzymać bycie szczerym do bólu, znając drugiego człowieka dobrze, a czasem nawet na wylot, wiemy co go zaboli, wiemy, gdzie uderzyć, żeby dotknęło do żywego, żeby rozpaliło żal, smutek i gniew, wiemy co zrobić, by zniszczyć jakąś cząstkę na chwilę, a może nawet na zawsze. I ten mnożony gniew, żal i podążająca za nimi destrukcja łączą się w fascynacji nad nienawiścią, którą zaczynają wielbić, czcić i nakłaniać do działania. A gdy ona zaczyna działać nikt już cię nie uchroni!
Noszę w sobie strach przed obdarzeniem cię uczuciem nienawiści, boję się, że z czasem, gdy twoje złośliwości, niewybredne uwagi i delikatne poszturchiwania w czułe miejsca staną się zbyt częstym obrazem naszej codzienności, a ja stanę się obiektem, który obrośnie w kolce, będzie ostry, nieprzejednany i w całości bolesny. Boję się, że nie będziesz budził już we mnie rozczulenia, zainteresowania, istoty sprawy, a jedynie frustrację, dominujące poczucie beznadziejności i braku spokoju i że to, co gromadzi się pod skórą, blisko serca, w zakamarkach umysłu stanie się jedynie pożywką dla wybuchu wulkanu w najmniej przewidywalnym momencie, a tego nie chcę. Boję się, że zapomnę o tych mostach, które wspólnie budowaliśmy, o kolejnych etapach, przez które wspólnie przechodziliśmy, o potknięciach i wspólnych projektach, o rodzących się uczuciach i emocjach, które były pochodną tego, co nas spotykało. Boję się, że stracę ciebie, siebie, nas i nie będę w stanie tego nigdy, nigdzie i z nikim odtworzyć, bo to niepowtarzalne i tylko z tobą ma sens. Boję się więc, że to stracę.
Codzienność potrafi znużyć, zmęczyć, doprowadzić nad skraj przepaści, do szewskiej pasji i złości, która bez kontroli ma zasięg niczym nieskrępowany i nieograniczony, a brak granic nigdy nie prowadzi do ogrodu usłanego kwiatami, zawsze prędzej, a czasem później kończy się na zgliszczach i popiołach, z których jedynie można odrodzić się na nowo, ale stworzyć czegoś na podobieństwo tego, co spłonęło wręcz nie sposób. Nie chcę, by codzienność była zabójczynią nas, nie chcę pozwolić jej na to, by budziła w tobie demony zbyt często i nie chcę być twoją przeszkodą na drodze do sukcesu, bo może mielibyśmy szansę na wspólny sukces? Nie unikniemy tego, co zwyczajne, proste i powtarzalne, ale możemy nie dać się zwariować w tej pogoni za sztucznym szczęściem, szybkim spełnieniem, wypracowanym zadowoleniem i udawanym orgazmem, bo nie chodzi o to, by wszystko wokół przypominało plastikowy ogród, a o to, by można było coś poczuć, czegoś dotknąć, po prostu się cieszyć…?
Nie chcę poczuć nienawiści, ani chwilowej, ani stałej, każde jej pojawienie się obraca wszystko w zgliszcza, nie chcę zapomnieć o tym, jak wartościowym i ciepłym facetem jesteś, jak w swych zasadach trzymasz wszystko w odpowiednich ryzach, nie chcę przeoczyć twoich oczu, w których zakochałam się bez pamięci i nie chcę udawać, że jesteś tylko zły, gdy złość z ciebie wychodzi tylko czasem, gdy chcesz dopiec, wyzłośliwić się lub być górą, można by rzecz, takie to ludzkie, choć bywa bolesne. Jednak nie chcę również byś za często używał karty z cyklu to ty popełniłaś więcej błędów, to ty przyniosłaś większy bagaż, to ty wybierałaś nierozsądnie, to ty stanęłaś w miejscu, to ty nie chcesz niczego więcej…, bo nawet jeśli w jakiejś części, a może nawet całości masz rację, to ciągłe przywoływanie tego po prostu boli, a życie nie jest po to, by boleć, a po to, by trwać… w najlepsze! Nie chcę tej nienawiści, do ciebie, pod żadną postacią, z żadnego powodu, dla żadnego efektu. Nie dopuść, by się pojawiła.