Podziel się tym artykułem
Chcesz, ale się boisz, prawda znana od zarania dziejów, przed działaniami, które mają zmienić coś w naszym życiu powstrzymuje nas strach, który podsuwa mnóstwo scenariuszy możliwych wydarzeń. Boimy się, że plan nie będzie równy temu, co się stanie i powstrzymujemy się przed złożeniem obietnicy, przed decyzją na całe życie czy przed zmianą, która będzie wiążącą i spajającą. Boimy się, że nie udźwigniemy konsekwencji, że w najtrudniejszym momencie, próbie zostaniemy sami i nie podołamy. I ten strach nas określa, paraliżuje i blokuje, tak mocno i kurczowo się go trzymamy, że z przyzwyczajenia łapiemy linę, która z nim bezpośrednio łączy.
Boimy się nowych wyzwań, które w przypływie złych emocji nazywamy problemami, boimy się drugiego człowieka, jego nieznanej twarzy i egoizmu, który nigdy nie postawi nas na piedestale, boimy się nawet samych siebie, bo nigdy nie wiemy do końca, jak zachowamy się, gdy świat postanowi z nas zakpić. Moda na samotność, na życie w pojedynkę, wygodne, klarowne i i z góry określone jest tą, która pozwala nam zapomnieć, że kiedyś bycie z kimś oznaczało coś więcej. Kiedyś nie tylko sielankowe chwile się liczyły, nie tylko ekscytujące momenty miały swoje mocne wejścia. Teraz przy najmniejszym potknięciu uruchamiamy alarm, bo nie jest ono wpisane w kalendarz zadań czy uwzględnione w planie działania.
Boisz się uczuć, które mogłyby cię zniewolić, ale nie skupiasz się na tym, co mógłbyś zyskać, a jedynie na tym ile wolności, przestrzeni i siebie musiałbyś oddać. Nie skupiasz się na całości, a jedynie na tym, ile konieczności będziesz musiał zrealizować i zaakceptować. Nie potrzebujesz kolejnych pretensji czy wylanych w żalu łez, a niekończącego się uśmiechu, który zakrywa wszystko to, co dla ciebie niewygodne.
Ludzie się mijają, ze strachu przed odpowiedzialnością, szczególnie za kogoś, z niewiadomej, jaką przyniesie przyszłość tworzą bezpieczną przystań, która pozwala im nic nie zmieniać. Brak zmiany jest bezpieczny, bo przewidywalny, bo nie zaskakuje i pozwala uspokoić oddech, ale też nie pozwala zaczerpnąć świeżego oddechu. Jeśli boisz się szczęścia to logicznym jest, że twoje życie będzie przebywać w sferze zawieszenia, innej opcji nie ma, jeśli boisz się, że coś nie wyjdzie, nie próbując nawet, to jasnym jest, że nic się nie wydarzy, jeśli chcesz czegoś, ale wciąż mościsz sobie gniazdko tam, gdzie zawsze, to nie licz, że cokolwiek zbudujesz.
Boisz się więc krzyczysz i atakujesz, boisz się więc oskarżasz, boisz się więc robisz wszystko, by przerzucić winę, by nie poczuć, że to w tobie jest jakiś zgrzyt. Masz prawo do strachu, jak każdy, ale nie pomoże ci on w poszukiwaniu ścieżki, nie wyzwoli w tobie żadnych pokładów dodatkowej energii czy pasji, a jedynie, kawałek po kawałku zje cię od środka.
Chcesz, by wszystko płynęło według ustalonego kiedyś tam planu, ale oczekujesz innych efektów i lepszego życia. Z czego ono ma się narodzić? Te same nasiona nie dadzą nowego owocu, bo ich struktura genetyczna na to nie pozwala. Szukasz zmiany w zdarzeniach, ludziach, ale nawet nie próbujesz jej odnaleźć w sobie, dla siebie przygotowujesz to, co zwykle.
Ona nie będzie czekać wiecznie, nie będzie znosić kolejnych panicznych scen, które prowadzą zawsze do tego samego punktu, w którym stoisz tylko i wyłącznie dlatego, że się boisz. Po co ma być częścią czegoś, co sam sobie tworzysz na potrzeby lat życia w bezpiecznej strefie? Po co ma udawać, że czekanie nie zabija jej od środka, że jej to odpowiada, że ją to cieszy? Udawanie przysparza tylko kolejnych stresów, których ona chce unikać za wszelką cenę. Egoizm to nie grzech, jeśli dawkowany w racjonalnych odstępach, a nie przyjmowany bez opamiętania.
Kiedy się boisz… Tracisz kontrolę nad samym sobą, pozwalasz by strach był kierowcą w twoim wyścigu.