Podziel się tym artykułem
Rozstaliśmy się, nie powiem, że nie było to bolesne, że nie odczułam porzucenia po tylu latach wspólnych poranków, przepychanek, stworzonej rodziny i nadziei. Nie powiem też, że zapomniałam o tym, że ja zostałam z rozsypanym życiem, a ty swoje postanowiłeś ułożyć z modelem o dwie dekady młodszym, cóż czy to jeszcze boli? Raczej tylko delikatnie uwiera, bo gdy na was patrzę, z pozoru wyglądacie na szczęśliwych, ciągle sięgających po więcej, ale pozory są z gatunku tych potrafiących mylić i wprowadzać w błąd… Najlepsze lata ponoć mamy już za sobą, ponoć wszystko, co mieliśmy osiągnąć też już zostało odhaczone, pozostał tylko spokój, wolność, rodzinne spotkania podczas znaczących uroczystości i prywatne projekty, które jeszcze dają niemałą satysfakcję. Nie ma takiego wieku, w którym można stwierdzić, że coś się zaczyna, bo zacząć można zawsze, nawet wtedy gdy ma się na karku kilka dekad, ale wciąż śmiałe serce i chętne ciało do ponownego tańca miłości, namiętności, lekkiego flirtu.
Zadawałam sobie pytanie, po co to zrobiłam, szukałam zemsty? Chciałam zamknąć ten rozdział? Spróbować raz jeszcze, tym razem bez żadnych zobowiązań? A może po prostu doskwierała mi samotność i chciałam ją zagłuszyć? Tym razem to ja byłam tą drugą, tą, która kiedyś była pierwszą, los bywa zabawnie przewrotny. Teraz z tych spotkań czerpałam to, o czym tworząc rodzinę nawet nie śmiałam pomarzyć… Gdy budowaliśmy nasze kariery, wychowywaliśmy dzieci, ciągle w biegu, bywa, że obojętni, że zajęci swoim życiem, czasem zbyt zaangażowani w siebie, a czasem przejęci swoimi rolami kompletnie zapominaliśmy o tym, że to od nas wszystko się zaczęło i że o nas powinniśmy też pamiętać. Cóż, skutecznie zapominaliśmy o sobie nawzajem, a o ciebie upomniał się ktoś inny. Fakt nie spodziewałam się zdrady, rozwodu, tego zawodu, który odczuwa się, gdy ktoś ci najbliższy znika i przekreśla wszystko, co wspólnie się zbudowało, ale z perspektywy czasu rozgrzeszam nas oboje, bo i ja nie byłam bez winy, teraz też nie jestem, w końcu wdałam się w romans z byłym mężem, już żonatym z inną, drugą. Trochę pomieszały mi się numery, kto teraz jest na szczycie, a kto tuż pod.
Poddaliśmy się jednej chwili, a potem postanowiliśmy kontynuować kolejne jakby nigdy nic, oczywiście skrupulatnie chroniąc przed światem tę zabawę, która na pewno zniszczyłaby parę mostów. Było w tym mnóstwo spontaniczności, blichtru, ekstrawagancji i namiętności, wszystkiego tego, o czym podczas trwania małżeństwa zapomnieliśmy, wszystkiego tego, czego nie pielęgnowaliśmy podczas bycia razem. Zabawne jak porzucenie dobrze wpływa po upływie pewnego czasu na to, co było między dwójką ludzi. Nie mam do ciebie żalu, poza twoim skokiem w bok byliśmy zgodnym małżeństwem, ba kiedyś nawet się przyjaźniliśmy, ale ja ciebie też zaniedbałam, to, co się wydarzyło nie wynikło jedynie z twojego egoizmu, wynikło również z mojej wygody i unikania bycia na właściwym miejscu. Nie chcę tu nikogo usprawiedliwiać ani rozgrzeszać, nie chcę być tą, która teraz zachłannie się tłumaczy z bycia kochanką swojego byłego męża, nie chcę odczuwać satysfakcji, bo i tak odczuwam jedynie zmieszanie, ale chciałam, bardzo chciałam poczuć ogień, który dawno już nie płonął.
Nie zrobiłam tego ani z potrzeby zemsty, bo takowej nie posiadam, ani dlatego, by zamknąć rozdział, bo tak naprawdę był zamknięty, teraz tylko na nowo uchyliłam okno, by wdarło się do naszego życia trochę świeżego powietrza. Może odrobinę chciałam poczuć zew przygody, który nie niesie za sobą żadnych wyznań, obietnic, przyrzeczeń i może chciałam też trochę zablokować dostęp do mnie samotności, która ostatnio trochę się zadomowiła w moim otoczeniu. Jestem szczęśliwa i spełniona, już wiem, że słodycze wcale nie muszą mieć gorzkich konsekwencji, nie żałuję jednak tego co zrobiłam, bo dojrzałemu ciału czasem potrzeba odrobiny młodzieńczej ekscytacji, która nie niesie za sobą żadnych pytań, żadnych ale, żadnych a co by było gdyby… Rozstawaliśmy się wszystko dokładnie kalkulując, wróciliśmy do tego, co się wydarzyło zupełnie bez zastanowienia, więc może nie należy szukać odpowiedzi na pytanie po co do tego wróciłam, bo takowej nie ma? Za drugim razem przypomnieliśmy sobie za co się pokochaliśmy, co nas w sobie ujęło i kim dla siebie byliśmy, za drugim razem było intensywniej i zabawniej, może dlatego, że wszystko było jak w pigułce, za drugim razem też się nie udało, ale teraz możemy się już bez zobowiązań przyjaźnić i lubić. Może właśnie po to do tego wróciłam?