Podziel się tym artykułem
Czujesz tę irytującą falę, która nadchodzi w momencie dostrzeżenia, że wszystkie twoje prośby, sugestie, szerzone nauki są tylko odbijane z coraz większą siłą, zupełnie jakbyście rozgrywali mecz? Niby powinniście grać do jednej bramki, ale nie do końca to wychodzi, gdy tak się różnicie i gdy ciągle te różnice sobie tak skutecznie wypominacie, tak intensywnie o nich sobie wzajemnie przypominacie. Niby powinniście być dla siebie bardziej wyrozumiali, może bardziej przychylni w tych swoich codziennych potknięciach i błędach, które urastają do rangi domowych katastrof i zniszczonych uczuć, ale jednak bez końca walczycie ze sobą, jak najzacieklejsi wrogowie o terytorium, które niby wspólne, niby trochę prywatne, a jednak nie takie, jakie w założeniu miało być.
Drobiazgi wytrącają cię z równowagi, momenty sprawiają, że stajesz się nerwowa, rzut okiem na daną przestrzeń sprawia, że nie potrafisz zrozumieć jej zachowania. Niby rozumiejący się, potrafiący wiele wybaczyć ludzie, a jednak zwykła codzienność, szarość obowiązków i tych wszystkich stref prywatnych i wspólnych przytłaczają w was bycie dla siebie. Dlaczego uważasz, że jej przestrzeń bagażnikowa jest na tyle ważna, by się o nią boczyć czy też zwracać uwagę i utyskiwać, że ty byś tak nie mógł, że ten porządek jest taki ważny, że nie rozumiesz, że powinna zachowywać się inaczej, bardziej dbać o sferę, która dla ciebie jest tak ważna. Skąd pomysł, że porozrzucane szczątki w postaci jego skarpetek i bielizny, upychanie ich pod łóżkiem i zapominanie gdzie jest ich miejsce po użyciu to celowe działanie, by cię zdenerwować, byś wyszła z siebie i nie widziała sensu dalszych rozmów? Może tak więcej zrozumienia, wyrozumiałości, przełykania odrobinę ciszej, a nie znacząco?
On bywa niereformowalny, ty zabiegana i zamotana, oboje jesteście całościami, które się dopełniają, ale i zgrzytają, ot taka piękna bajka z czarnymi chmurami co jakiś czas, gdy jest zbyt lukrowo, cukierkowo, kolorowo. Ty chciałabyś, żeby on słuchał co do niego mówisz, on chciałby, żebyś stosowała wskazówki, które przecież mają takie znaczenie. Oboje chcielibyście być swoimi idealnymi opcjami, ale nie zawsze jesteście, bo tak po prostu, po ludzku nie zawsze myślicie z wyprzedzeniem, nie zawsze się staracie, by było lepiej i nie zawsze macie ochotę na więcej wykrzesania z siebie tego czegoś. On bywa roztargniony, ty w tym twórczym chaosie się odnajdujesz, on wie, że ty w razie czego ogarniesz to, co on rozrzucił, a ty wiesz, że gdy już tak całkiem się wszystko przeleje to on ogarnie ten twój jakże ważny dla niego bagażnik. Czasem ważniejsza jest sama obecność aniżeli to czy się zgadzacie w sprawie drobiazgów… Czasem ważniejsi jesteście wy sami, a nie wasze małe problemy.
Czy niesubordynacja domowa jest tak ważna, by burzyć spokój, czy twoja nieznajomość trendów motoryzacyjnych jest tak istotna, by się o nią szarpać, czy kolejne utyskiwania na siebie nawzajem dadzą ci jakąś satysfakcję, pomogą osiągnąć zamierzony cel, wyswobodzą? Mam prawie, że pewność, iż nic takiego się nie stanie, jeszcze bardziej się poróżnicie, rozsypiecie, odsuniecie, bo te pyłki na waszych wysublimowanych gustach będą wam tak przeszkadzać, że żadna poradnia do ratowania relacji nie będzie w stanie pomóc. On będzie się boczył i nie wyciągnie pierwszy ręki, ona będzie krzyczeć albo milczeć, ale się przełamie dla tak zwanego świętego spokoju, wcale nie z dobrej woli, które w niej coraz mniej. On nie zmieni całkowicie swojego zachowania w domu, a ty w samochodzie, albo się z tym pogodzicie, albo zaczniecie żyć osobno we dwoje. W ostatecznym rozrachunku takie przepychanki o te małe rzeczy urastają do rangi olbrzymich, a tak naprawdę gdybyście nie nadali im znaczenia, sensu i istnienia nie miałyby prawa ranić. Zadaj sobie pytanie przy kolejnej sprzeczce, czy faktycznie warto? Czy trzymanie się za ręce już nie wystarcza i jesteś w stanie z tego zrezygnować przez swoje ambicje, dumę, utyskiwania? Czy te drobiazgi to faktycznie powód, czy jedynie kiepski pretekst?