Podziel się tym artykułem
Pamięć jest czymś co pozwala mi przywoływać to, co na zawsze odeszło, choć wielu twierdzi, że przeszłość powinna zostać za nami, tam gdzie jej miejsce, że nie powinna mieć wartości w tym, co trwa, bo może zaszkodzić, zniszczyć, skomplikować. Tylko jaki jest sens w zapominaniu o tobie? Straciłabym część siebie, gdybym wyrzuciła cię z pamięci, ba nawet w sercu nadal masz swoje miejsce, którego nigdy nikt nie zajmie i układanie sobie życia na nowo z kimś innym również tego nie zmieni. Wielu tego nie rozumie, niektórzy wręcz tego nie akceptują, jednak ani tego nie słucham, ani nie wdrażam w życie, byłeś i zawsze będziesz dla mnie ważny, może w niektórych aspektach najważniejszy. Już cię nie ma, a ja dzięki pamięci, którą ćwiczę wspominając, mam cię przy sobie chociaż w obrazach, które z wolna przewijają się w zakamarkach mojej duszy, neuronów i sercowych aort. Jesteś wspomnieniem, które wyobraźnia ubiera każdego dnia inaczej, które wyziera z akt przeżytych momentów i od czasu do czasu szuka poklasku dla tego, co kiedyś między nami istniało. Słowa mówiące o tym, że nic dwa razy się nie zdarza są boleśnie prawdziwe w obliczu, w którym wiem, że nie istnieje taka moc, która mogłaby mi ciebie przywrócić i mimo iż na twoją prośbę z biegiem czasu zaczęłam żyć, by nie niszczyć tego, co razem zbudowaliśmy, by nie zaprzepaścić siebie, to nie będę nikogo okłamywać, jest mi ciężko, choć żyję, bo muszę bez ciebie.
Łatwiej uporać się z bólem, gdy z życia znika ktoś, bo taka jest jego decyzja, zdecydowanie trudniej, gdy życie postanawia odpuścić, a śmierć upomina się o to, co jej przynależne. Tyle razem przeżyliśmy, ale jednak za mało, w tym, co było między nami zawsze byłoby za mało, zawsze byłoby niewystarczająco… Tęsknię za tobą każdego dnia, choć nie wegetuję, ale nie jest to życie o jakim marzyłam, jakiego pragnęłam, jakie sobie wymyśliłam, bo wszystko, co było osnute planami miało związek z tobą, a ciebie realnie wpisać w swój jakże intensywny grafik już niestety nie mogę. Zaczęłam żyć z kimś innym, po wielu latach, po wielu cierpieniach, tęsknotach, niewypowiedzianych żalach, wiesz, to dobry człowiek, wyrozumiały i wizualnie bez zarzutu, ale on nigdy nie będzie tobą. Moim największym problemem jest to, że muszę zgodzić się na cokolwiek, bo zawsze będę chcieć tylko ciebie, a przywrócenie cię jest niemożliwe, więc żyję, tak jak prosiłeś, ale nigdy nie będzie to pełne szczęście. Podejmuję wyzwania, tańczę i przeglądam stare fotografie, dotykam rękami kosmyków moich włosów i przypominam sobie jak je gładziłeś z czułością, przypominam sobie w jaki piękny sposób na mnie patrzyłeś, jak byłeś radosny i pełny natchnienia nawet w chwili, gdy świadomość podpowiadała jak bliski jest koniec. Ciągle przywołuję momenty twojego zachwytu nade mną, takiego prostego, a jednocześnie dodającego skrzydeł. Bez końca wracam do ciebie z przeszłości, by móc żyć tak jak prosiłeś w teraźniejszości, bo przyszłość wcale nie maluje się w pięknych barwach, widzę ją, bo wiem, że musi nadejść, ale i tak jedyne o czym w konsekwencji myślę, to spotkanie z tobą po drugiej stronie…
To, co tu i teraz po prostu istnieje, przyzwyczaiłam się do tego ból, zaakceptowałam go i nie kłócę się o więcej, przeżyłam z tobą tyle momentów, tyle historii razem stworzyliśmy, tak niekonwencjonalnie i idealnie się dopełnialiśmy, że chyba będąc z tobą zachłysnęłam się nieprawdopodobnym szczęściem i tracąc cię w pewnym sensie poczułam sprawiedliwość. Nie każdy dostaje szansę przeżycia takiego uczucia, poznania kogoś z kim wszystko ma sens i wywołuje uśmiech, bo my nawet po kłótni dochodziliśmy do punktu, w którym nie mieliśmy problemu z ponownym połączeniem. Podziwiałeś mnie, a ja żegnając się z tobą mimo twardej powłoki uroniłam łzę… szczerą, jedną, ostatnią… dla ciebie i chyba dla siebie, bo to pożegnanie było najtrudniejsze w moim życiu, było na zawsze, przynajmniej to ziemskie zawsze. Wiedziałam, że już nie poczuję dotyku, nie usłyszę znajomego głosu, nie zobaczę uśmiechu, który tak mnie rozbrajał, nie będę miała z kim omówić dnia i kolejnych planów, nie będę potrafiła już tak się cieszyć z drobiazgów i kolejnych przeniesionych gór, i zdobytych szczytów, nie będzie nikogo, kto mnie zna dogłębnie i nikogo, kto wie jak ze mną istnieć. Tak, wiem nie wspominam o nowej miłości, chyba dlatego, że ona nią nie jest, jestem z dobrym człowiekiem, z którym spędzam czas, funkcjonuje, którego wspieram i z którym rozmawiam, na którego jednak nigdy nie spojrzę tak, jak na ciebie, którego nie pokocham tak samo, a być może wcale, którego nigdy nie pocałuję z tą mieszanką czułości, zachłanności, namiętności i oddania, dla którego nigdy nie zatańczę tak jak dla ciebie i on też nigdy nie usłyszy mojego śmiechu, który był możliwy tylko przy tobie. Kocham ciebie na wieczność, zupełnie tak, jak ty mnie… Twoje ostatnie słowa czytałam już setki razy, wiedziałam jak mnie widzisz, ale czytanie ich sprawia, że znów jesteś bliżej…
Twoja na wieczność… Do zobaczenia u ciebie! Naprawdę Cię kochałam, ta historia nadal trwa, tylko inaczej. I przepraszam, że tyle zwlekałam z odpisaniem na twój ostatni list, codzienność bez ciebie jest nieznośna, musiałam odczekać.