Podziel się tym artykułem
Wdzięczność to piękne uczucie, ale wynika nie tylko z wydarzeń pozytywnych, czasem trudny moment, zranienie przez kogoś może nauczyć nas niebywałej wdzięczności, takiej, która nas kształtuje, klaruje nasze poglądy, uczy nas odpowiednich zachowań, wyrabia w nas nawyki i zamyka jedne uczucia w klatce, by inne mogły ujrzeć światło dzienne z perspektywy wolności.
Wiele ci zawdzięczam, nie wiem nawet od czego zacząć… Byłeś dla mnie ważny, ale z biegiem czasu i nieubłaganymi jego próbami wszystko się rozmyło. Oczywiście nie spodziewałam się, że rozstaniemy się w gniewie, wzburzeniu i wzajemnych pretensjach, jednak jest wiele rzeczy, za które z perspektywy minionych lat jestem wdzięczna…
Zawdzięczam Ci moje szczęście, to, że odczuwam je pomimo zmęczenia, pomimo częściowego braku snu i pomimo zabiegania, które prawdopodobnie nigdy nie zniknie.
Zawdzięczam Ci potknięcia, dzięki którym nauczyłam się wstawać i dalej, z uporem maniaka podążać swoją ścieżką, a gdy to konieczne odpuszczać.
Zawdzięczam Ci nowe poczucie wartości, wiarę w siebie i ufność, że jestem więcej warta niż mówiłeś, satysfakcja z tego daje mi siłę i witalność.
Zawdzięczam Ci, że rozkwitam jak kwiat, który w zamierzeniu nie miał prawa nawet wykiełkować, bo od początku skazany był na życie w ciemnej ziemi bez kontaktu z życiodajną wodą, delikatnym wiatrem czy pięknym słońcem.
Zawdzięczam Ci swoje marzenia, te które kiedyś nawet nie istniały i te, które śniłam, gdy nikt nie patrzył, by móc wizualizować to jak się urzeczywistniają.
Zawdzięczam Ci nowe perspektywy, bo dzięki samotnej walce dowiedziałam się, że takowe mam i że mi przysługuje coś więcej niż podstawowa racja żywieniowa.
Zawdzięczam Ci naukę o samotności, bo kiedyś wydawało mi się, że jest ona nie do przetrwania, a gdy nauczyłam się jej, przyjęłam do siebie, dowiedziałam się, że nie ma ona złych zamiarów, wręcz przeciwnie chce mnie wyciszyć i przygotować na lepsze.
Zawdzięczam Ci wolność, której smaku miałam nigdy nie poczuć, która miała mnie ominąć, bo przywiązana łańcuchami do znanego środowiska miałam już w nim na zawsze pozostać.
Zawdzięczam Ci samowystarczalność i umiejętność proszenia o pomoc bez poczucia, że obniża to moją wartość rynkową, a nominały tracą w oczach patrzących.
Zawdzięczam Ci bycie radosną, otwartą i ciągle głodną nowych wyzwań i możliwości, bo stłumiony obraz osoby poddanej przestał już być moją codziennością.
Zawdzięczam Ci odkrywanie na nowo wszystkiego tego, co dla innych tak oczywiste, spokoju, który ciągle gdzieś uciekał wśród grzmotów niekończących się awantur… Porannego leniwego przeciągania się tak odmiennego od przymusowego zrywania się z łóżka, by nie narażać cię na straty rytuałów… Aromatu kawy, którym mogę się delektować bez strachu, że za chwile już nie utrzymam jej w dłoni… Pasji, które wcześniej rozmyte dzisiaj oddychają pełną piersią braku sztywnych reguł gry… Codziennych przyjemności, obowiązków, które nawet jeśli nastręczają trudności to nie paraliżują i pozwalają po chwili zastanowienia działać.
Zawdzięczam Ci nową wersję mnie, bez której nie potrafiłabym tak prawdziwie kochać, tak efektywnie działać, tak empatycznie rozumieć, tak analitycznie podchodzić do wyzwań, tak zdrowo traktować siebie, innych i życia.
Widzisz nauczyłeś mnie więcej swą mową nienawiści niż najlepsze uniwersytety świata, żadna teoria nie była i nie będzie w stanie zastąpić praktycznych lekcji, których byłam nie tylko świadkiem, ale przede wszystkim odbiorcą. Byłeś świetnym nauczycielem z perspektywy czasu, jednak cieszę się, że już nie muszę uczęszczać na twoje wykłady.