Podziel się tym artykułem
Nie wybaczam i nie toleruję zdrady, taki defekt od urodzenia, cóż – perfekcyjni ludzie przecież nie istnieją, ale bądźmy poważni, nie ma nic gorszego od zmiażdżenia poczucia bezpieczeństwa, podeptania zaufania, jakim darzyło się drugą osobę, od zburzenia ważnej części życia przynajmniej jednej z osób. Znasz ten moment kiedy pierwszy raz szeroko otwierasz oczy i czujesz przenikliwy ból połączony z nigdy wcześniej nie odczuwaną pustką? To jest ten moment, w którym myśli galopują ci w głowie, a ty ani jednej nie możesz uchwycić, ten moment, gdy na zmianę płaczesz, rzucasz tym, co wpadnie ci w ręce i pytasz dlaczego…
Tylko, tak naprawdę co dlaczego? Dlaczego zdradziłeś czy dlaczego mi o tym powiedziałeś? Co bardziej boli, zdrada czy świadomość i wiedza, że najbliższa osoba to zrobiła? Przecież ponoć bez przyłapania tak naprawdę zdrada nie istnieje. Otóż istnieje, ale od początku, jak mówi stare przysłowie czy porzekadło, zwał jak zwał, nie można zjeść ciasta i mieć ciastka, to fizycznie niemożliwe, a i przy tym mocno naciągane i nieetyczne. Ale dzisiejszy świat już tak przyzwyczaił nas do tego, że przecież możemy wszystko, możemy być kimkolwiek zechcemy i możemy również posiadać wszystko, czego zapragniemy, że dokonywanie wyborów i podejmowanie decyzji zrobiło się niewygodne, trochę uwierające, jak przyciasna sukienka czy zły rozmiar buta. Dlatego często podjętej decyzji brak i pojawia się zdrada… pojawia się, bo było za nudno – było tak, bo do tanga trzeba dwojga, do wypadów za miasto, do rozmowy, do tańca, do wtulenia się w chłodny wieczór, do podzielenia się obowiązkami i do wielu innych rzeczy, bo iskry przygasły, no jak nie dokładasz drewna do kominka, to ogień też wygasa, podstawowe prawo fizyki chyba, tak sądzę, bo się zmieniłaś – to lubię najbardziej, już dawno udowodniono Einstein’ie, że ludzie zmieniają się przeciętnie w cyklu siedmioletnim, bo tak się składa, że nabywają nowych doświadczeń, budują nowe znajomości, osiągają więcej, rozwijają się, upadają, podnoszą się, czasem też zmieniają nawyki i porzucają kawę rozpuszczalną na rzecz parzonej, życie to zmiana, a ty na zmianie, która jest czymś bardzo pozytywnym, zawsze, swojego oszustwa wobec najbliższej ci osoby nie opieraj.
Przejdźmy do meritum, zdradę można podzielić w sumie na dwie podstawowe: fizyczną i emocjonalną. Ta pierwsza zazwyczaj to czysty pociąg fizyczny, często jest to tzw. jednorazowy skok w bok, ta druga natomiast opiera się o długotrwały romans, który jak taran burzy wszystko, co spotka na swojej drodze. Która jest gorsza? Obie są do bani, bo zdrady nie można wytłumaczyć, nie można stwierdzić: nudziło mi się, miałem doła, czułem się samotny, za dużo wypiłem i tak samo się jakość stało, to się nigdy samo nie dzieje, trzeba się trochę nagimnastykować jednak, żeby wejść do środka… Ale stało się, zdradził cię, stworzył potężną rysę na tym, co wspólnie budowaliście, zmiażdżył wasze wspólne wartości, olał wspomnienia, zapomniał jaki skarb ma obok i zabawił się z plastikową podróbką, ale oczywiście ty jesteś dla niego najważniejsza, bo cię kocha – za taką miłość ja osobiście podziękuję i powiem pass… Ale na tym nie koniec, wyrzuty sumienia wręcz zjadają go od środka, po zdradzie: szybkim numerku za rogiem lub długim romansem w hotelowych pokojach stał się do rany przyłóż, kochający, nadskakujący, kwiaty przynoszący, wino nalewający, tomiki poezji czytający, parkiet podczas imprez obezwładniający i w łóżku kochanek nieporównywalnie czulszy, szybszy, lepszy, sprawniejszy i w ogóle perfekcja… To nadal nie koniec, jak już się tak stara, to jego poczucie winy wcale się nie zmniejsza, więc pewnego pięknego dnia przychodzi do ciebie i mówi: kochanie jesteś dla mnie wszystkim, ale muszę ci coś powiedzieć, zdradziłem cię, to nic dla mnie nie znaczyło, liczysz się tylko ty, wybacz mi…
Pięknie to ujął, przyznaj, chwycił cię za serce (za to zdeptane w tym momencie oczywiście)… To nadal nie koniec… Zdradził! Miał wyrzuty sumienia! Przez moment był nawet perfekcyjnym partnerem! I w końcu przyznał się! Vuala, brawo… Tylko, że zrobił dobrze tak naprawdę tylko sobie, bo nie dość, że rozwalił związek od środka jak tajny szpieg inwigilujący grupę, to jeszcze postanowił podzielić się za to odpowiedzialnością ze swoją ofiarą… Nie wiem jak dla was, ale dla mnie to podwójna zbrodnia i zasługuje na podwójne dożywocie wypełnione bólem, pustką, osamotnieniem i bezgranicznym wyrzutem sumienia, bo jeśli jesteś w stanie ukochanej osobie wbijać nóż najpierw w plecy, a potem jeszcze w samo serce, to żadna miłość, a ty chronisz tylko swój, jedynie w twoim mniemaniu, piękny tyłek!