Podziel się tym artykułem
Wiesz… z perspektywy upływających chwil głęboko żałuję, że pozwoliłam sobie na spędzenie wtedy z tobą tych godzin, które upływały nie wnosząc nic nowego. Żałuję, że mój osąd przyćmiony został zafałszowanym poczuciem żalu i złości. Żałuję również, że nie słuchałam ani ciebie, ani nawet siebie, bo w niezaspokojonym szale słowa odbijają się od nas jak od betonowego muru. Żałuję, że stłumione zostało przeze mnie wszystko, co ważne i piękne między nami, na rzecz chwilowej dywersji z szeregu poukładanych spraw. I żałuję jeszcze, że ten czas straciłam, że pozwoliłam mu, by upłynął i pozostawił po sobie ślad w pamięci.
Tracić czas potrafimy bezbłędnie, bo wydaje nam się, że nawet jeśli część minie, to przecież pozostanie nam kolejna, więc problem nie istnieje, otóż istnieje. Na końcu drogi pozostają nam już tylko urywki taśmy filmowej z naszego długiego życia i jeśli odpowiednio o to nie zadbamy wcześniej, to przy końcówce premiera wyjdzie słabo. Dlaczego tracenie czasu przychodzi nam tak łatwo? Dlaczego poddajemy się wirowi złych emocji, jakby nie dało się ich wyładować w wolnej przestrzeni? Dlaczego tak bardzo skupiamy się nad własnym „ja”, podczas gdy „my” porzucone bezwolnie krzyczy i prosi o uwagę?
Jestem świadoma zranień, które są spowodowane moim zachowaniem, przypisuję sobie utracone dni, które zmarnowałam na bezsensowne przepychanki słowne, właściwie nic nie wnoszące do ogółu sprawy. Żałuję, że ten czas z tobą zmarnowałam, że go przeoczyłam i potraktowałam, jakby nie był nic wart. W momencie, w którym nie szanuję tego, że możemy być blisko, z dala od zgiełku, że możemy cieszyć się swoją obecnością, faktycznie nie zasługuję na szczęście. Bo widzisz, jestem w pełni przekonana, że są kwestie, w których moje wzburzenie ma sens, ale niekoniecznie na fali gniewu muszę je przekazywać dalej, bo wtedy nie tylko merytoryka przekazu traci na znaczeniu, ale i uczucia stają się dużo chłodniejsze… A to nigdy nie prowadzi do niczego dobrego czy konstruktywnego.
Nie chcę trwonić wspólnego czasu, jakby był nieograniczony i jakby wszystko, zawsze było przed nami. Zapewne jest, ale nie ma się tej pewności, bo to jak loteria, wygrywają nieliczni, a i część z nich, i tak nie wie co z tym majątkiem zrobić, więc go traci w szybkim pędzie konsumpcjonizmu. Nie chcę krzyczeć czy wywracać ironicznie oczami, jakbym to ja była górą, bo to tak nie działa, w partnerstwie jesteśmy na tym samym poziomie, chcąc górować nad kimkolwiek przegrywamy na starcie. Nie chcę zapominać dlaczego cię poznałam i dlaczego to uczucie się pojawiło, bo wiem, że każdy powód był ważny, choć w powszechnej opinii wcale nie wzniosły.
Skoro kiedyś zakochałam się w twoim uśmiechu i dobrym sercu, w tym, jak żartujesz i jak się otwierasz, skoro pozwoliłam sobie na przełamanie barier i wyjście ze zbroi przyzwyczajeń, i złych nawyków, to właściwie jaki sens ma teraźniejszy brak komunikacji i próba wywierania wpływu poprzez postawienie pod ścianą i wymuszanie? Nie ma żadnego, sprawia tylko, że utracony czas jest jeszcze bardziej zmarnowany i poległy w tej bitwie o władzę. Bo w relacji nie chodzi o władzę, ona nie ma nic wspólnego z tym, co łączy dwoje ludzi, władza jest pochodną pragnień, które niezaspokojone wchłaniają kawałek po kawałeczku, a miłość to pochodna tworzenia, budowania, niezaspokojona cierpi, ale w przeciwieństwie do władzy nie sięga po nieczyste zagrywki, by się wypełnić.
Żałuję zranienia, odpychania i prób wywierania wpływu nie wiadomo w jakim celu. Żałuję, że chciałam pozwolić ci na zatracenie siebie i odejście od tego, co mamy. Żałuję, że nie okazałam się w tym momencie taką osobą, jaką jestem od zawsze. Żałuję, że pozbawiłam cię ciepła i zrozumienia, a dałam upust niemej irytacji i ślepej na wszystkie argumenty furii. Żałuję, że ten czas z tobą w znakomitej większości został zmarnowany, zdewastowany i pochłonięty przez niebyt, i że w końcówce życia będzie rysą na świetnym kinematograficznym dziele. Żałuje też, że zamiast patrzeć ci w oczy, szukałam rozwiązań w pustej przestrzeni, a twój uśmiech sprowadziłam do dawki kpiny. Tak, bardzo żałuję każdego straconego momentu, bo on już nie wróci, ale mając świadomość tego, co utracone, odsuwam od siebie żal i wracam na właściwe tory, by stworzyć dzieło na miarę oskara.