Podziel się tym artykułem
Czekasz i masz nadzieje na nadejście najlepszego. Czekasz i starasz się z całych sił, by realizacja tego, co zamierzyłeś stała się faktem, a nie tylko emocjonalną mrzonką. Czekasz, bo w pewnych sytuacjach nic innego ci nie pozostało. W sytuacjach beznadziejnych uwielbiamy karmić się złudzeniami, nadziejami, które nawiedzają nasz umysł w poszukiwaniu chwiejnego skrawka postanowień, uczuć, zależności. Jednak beznadziejna wiara w to, że czekanie coś da, czasem dobiega końca, umiera śmiercią naturalną i staje się błędem, którego nie chcesz powtarzać.
Chciałeś czekać, wykazywałeś się cierpliwością, wypatrywałeś gdzieś za mgłą tak upragnionej zmiany zachowań, emocji, podejścia, ale nic takiego się nie wydarzyło i to wcale nie dlatego, że nie było takowej możliwości, a dlatego, że zabrakło dobrej woli. Bałeś się czy odcięcie się cię nie złamie, czy nie zaboli zbyt mocno, czy dasz radę pójść dalej pomimo tylu zadanych ran. Dasz radę, to oczywiste, tylko spowolnisz krok, zaczniesz odżywiać się faktami, odrzucać to, co złudne i bez przyszłości, a emocje trzymać na wodzy nie swoich marzeń, a sławetnych za i przeciw.
Prosisz o wybaczenie, ale sam nie wiesz kogo, siebie czy ją? Prosisz, by zrozumiała, że nie masz siły już czekać, zastanawiać się, błądzić. Chciałbyś wiedzieć, mieć jakąkolwiek dozę pewności, że obrany kierunek jest tym wspólnym, że ona dla odmiany wie czego chce i każdego nowego dnia nie będzie się nad tym głęboko zastanawiać. Zakochałeś się, poczułeś to, czego jeszcze nigdy, ale rozczarowałeś się nie otrzymując jednoznacznej odpowiedzi, zapewnienia, że ona czuje to samo, a mimo jego braku nadal trzymała cię w bezpiecznej odległości, na wypadek, gdybyś był potrzebny. Wiem, bolało!
Odechciało ci się prosić o resztki, gdy inni dostawali główne dania, odpuściłeś sobie walkę z wiatrakami, bo skutek za każdym razem był taki sam, w jej dziwnym odbieraniu rzeczywistości byłeś tchórzem, który boi się walczyć. Dla niej to strach tobą kierował, nie słuchała, więc nie zna prawdy. Nie dostrzegała, że traktowała cię cały czas jak takie koło zapasowe, które użyte zostanie w razie konieczności, a na co dzień jest zupełnie zbędne. Zapominała o twoim istnieniu, gdy tylko na horyzoncie pojawiał się ktoś ciekawszy, bardziej wbijający w fotel, ekspresyjny i niepodobny do ciebie.
Brak docenienia ze strony tej najbliższej, wydawać by się mogło, osoby jest trudnym doświadczeniem, przeżyciem, które kształtuje obraz przyszłościowej obojętności, chłodnego spojrzenia, aktualizowania faktów bez zbędnych emocji. Po co z wartościowego człowieka tworzyć żywego trupa, który ma do zaoferowania wiele, ale w konsekwencji złych wyborów, potem sam często deklasuje te dobre ze strachu, rozgoryczenia i osamotnienia.
Wybacz, odechciało mu się… I wcale się temu nie dziwię. Nie dziwię się, że odpuścił pod naporem obojętności i niezrozumienia. Nie dziwię się, że przestał drążyć w murach, które nigdy nie runą. Nie dziwię się, że nie szuka w tobie uczuć, skoro wyrachowanie i kwintesencja manipulacji zasiały w tobie ziarna, by po czasie zebrać obfity plon. Nie dziwię się, że zostawia cię w najmniej dla ciebie oczekiwanym momencie, skoro ciebie przy nim nie było nawet w tych najdrobniejszych. Nie dziwię się, że całe powietrze z niego uszło, gdy sukcesywnie dzień po dniu zatruwałaś jego przestrzeń i infekowałaś krew.
Gdy chce się jednemu, a drugi tego nie dostrzega, to taka historia nigdy nie skończy się tak, jak to miało miejsce w bajkach. Człowiek to istota zbudowana z cierpliwości, emocji, myśli, planów, pragnień…, w pewnym momencie ta pierwsza się wyczerpuje, wtedy się zazwyczaj odwraca i odchodzi. Każda walka musi mieć sens, jeśli go brak, po co się bić? Nie poskładasz czegoś, co sama z uporem maniaka niszczyłaś. Czasem odejście w nieznane jest najlepszym, co można zrobić, dla wszystkich.