Podziel się tym artykułem
Miewam kaprysy i złe dni, bywam uparta i zdecydowanie doświadczona przez los. Często zamykam się w sobie i cicho łkam, ale równie często uśmiecham się do świata i bywam beztrosko naiwna. Nie chcę żeby oceniano mnie przez pryzmat kolorów, które noszę i lubię, bo nie określają one mojego profesjonalizmu i podejścia do najważniejszych spraw. Jestem osobowością czysto indywidualną, nie zawsze się z tobą zgodzę, czasem pomruczę pod nosem, a czasem nawrzeszczę bez ostrzeżenia. Bywa mi przykro i pochmurno, ale bywa też całkiem przyjemnie. Nie określam emocji na już, od razu, muszę z nimi trochę pobyć, poobserwować i je przegryźć… Bywa, że nie znam odpowiedzi na podstawowe czy ważne pytania, że jestem zagubiona i w sumie nie chcę się odnaleźć, że nie mam nic do powiedzenia, mimo że wywołują mnie do tablicy i że nie mam ochoty na ocenianie, tylko dlatego, że wszyscy to robią. Czasem siedzę cicho w skupieniu, czasem bezmyślnie, a czasem mam ochotę wygarnąć wszystkim wszystko, bez ostrzeżenia i bezsensownych wstępów. Nie zawsze wszystko rozumiem, nie zawsze potrafię ostatecznie postawić na swoim i bywa, że spapram sprawę, ale potrafię też się wymigiwać, unikać, próbować naprawiać i skutecznie łatać to, co w realnym spojrzeniu już dawno się przedawniło, zużyło.
Jak wielobarwny ptak, czasem wolny, a czasem w klatce… W klatce z przyzwyczajeń, obaw, chwiejnych nastrojów, zawiedzionych nadziei i marzeń, które niekoniecznie mają szanse zaistnieć. Jak to kobieta kochająca paciorki i błysk plecionki, z których utkane są sny bywam zamknięta w swoim świecie, który jest jak układanka, czasem brakuje w nim niezbędnych elementów, których szukam z naiwnością dziecka. Gdybym miała wybierać nie zdecydowałabym się na bycie kimś innym, zapytasz dlaczego? Te wszystkie doświadczenia, przelotne uśmiechy i potknięcia, to bycie na straconej pozycji i nowe starty, to wszystko jest tym, czego nawet jeśli celowo nie szukamy to lubimy, gdy się pojawia. Gdyby wszystko szło według planu, chyba nie czułabym zadowolenia, tej często niezrozumiałej dla innych satysfakcji. Wiem, co należy robić, ale nie lubię, gdy ktoś próbuje całym planem sterować, jakby wiedział lepiej ode mnie. Nie oddaję projektów i nie dzielę się niesprecyzowanymi pomysłami, ale wiem, że sukces ma wielu rodziców i nie zawsze jest właściwie nazywany.
Jakiś czas temu postanowiłam się zakochać sama w sobie, dać sobie szansę na bycie kimś ważnym, na popychanie swoich spraw do przodu, a nie wspieranie wszystkich wokół. Zdałam sobie sprawę z tego, że to, co robię całkowicie altruistycznie jest dla innych tak normalne, że nawet nie potrafią wyrazić wdzięczności. Wydaje im się, że ja w stosunku do nich cokolwiek muszę, że jest to jakoś odgórnie narzucone. Zdałam sobie też sprawę z tego, że bez tego ciągłego zaspokajania potrzeb innych będę szczęśliwsza. Jak to kobieta, bywam zmienna, ale zawsze, ale to zawsze wierna sobie.
Jestem kobietą, mam wiele imion… Matka, żona, kochanka, przyjaciółka, córka, wnuczka, pracownica miesiąca, kobieta sukcesu, kobieta spełniona, kobieta niechciana, kobieta upadła, kobieta porzucona, kobieta na skraju, bizneswoman, marzycielka, kreatorka, mówczyni… Bywam niezaspokojona i pogrążona w żałobie za tym, co na zawsze stracone. Stresuję się i boję kolejnego jutra, które nie jest oparte o żadne sensowne zasady czy założenia. Uparta bywam i czasem nic do mnie nie dociera, choć wiem, że taka ucieczka bez powodu nie zawsze jest wskazana. I bywa, że niezwykle przychylna się staje, gdy to naprawdę w powietrzu niezbędne. Kobietą jestem niezmiennie i naprzemiennie, i to jest piękne.