Podziel się tym artykułem
Życie jest kosztowne, chcesz coraz więcej i gubisz się w gąszczu przyzwyczajeń, uzależnień i ciągle niezaspokojonych pragnień, i tego głodu, który mówi ci, to jeszcze nie to, musisz zrobić więcej. I robisz więcej, bez porozumienia z najbliższymi, w oparciu o własne schematy i ambicje, które nie są zaspokojone na żadnym etapie pracy. Bez końca stawiasz sobie poprzeczkę wyżej, jakby był to powód do chwały, że ty zawsze jesteś wyżej od innych. Ale ta poprzeczka zabiera ci też czas, kradnie ci energię i pozbawia empatii, uczuć, którymi kiedyś obdarzałeś, odziera z tkaniny, która spowijała twoje decyzje, kiedyś trafne.
Bo widzisz, nie wszystko mój drogi musi ci się opłacać, nie na wszystko musisz wystawiać rachunek i nie wszystko musi być tym, co wpisujesz w bilans zysków i strat. Może czasem warto ukryć jakiś koszt w imię stanu, który się za nim kryje? W imię uczuć, którymi kogoś darzysz? W imię czegoś, o czym już dawno zapomniałeś, tych małych rzeczy, które wywołują uśmiech. Pamiętasz jeszcze beztroskie chwile spędzone w odosobnieniu, które nie wnosiły nic do twojego budżetu, ale sprawiały, że byłeś szczęśliwszy i bogatszy o doznania, uczucia i inspirującą motywację? Jak przez mgłę, zapewne.
Zastanawia mnie kiedy masz zamiar się przebudzić i zobaczyć, że źle ułożyłeś hierarchię? Kiedy masz zamiar stwierdzić, że coś ci umknęło w natłoku bodźców od innych? Kiedy dostrzeżesz, że ranisz najbliższą osobę na rzecz szczęścia i radości innych, przyklaskujących twoim działaniom? Kiedy zrozumiesz, że niekończące się „kiedyś” nie jest mową przyszłości, tylko karmieniem złudzeniem, które ma powiedzieć jeszcze nie teraz, tak naprawdę nie wiem kiedy, ale kiedyś na pewno. Tylko nie wiem czy wiesz, ale „kiedyś” wielokrotnie nie nadchodzi, nie tylko dlatego, że napotyka przeszkody i nie wie jak je ominąć, bywa, że zostaje przygniecione obietnicami bez pokrycia, że zapomina o słowie teraz i zatraca się w oczekiwaniu, że traci grunt pod nogami, bo to kiedyś nigdy nie nadchodzi, zawsze jedynie dając nadzieję.
Przeliczasz za dużo i bilans niby wychodzi ci na plus, ale strat masz więcej niż mógłbyś przypuszczać. Zapytasz dlaczego, tylko dlatego, że zapominasz, iż pewnych rzeczy, emocji, odczuć i uwarunkowań sytuacyjnych nie da się przeliczyć, rozliczyć czy wpisać w jakąś tabelkę. Są momenty płynne, które trudno wtłoczyć w jakąś ramkę, bo one cały czas się rozmywają, rozlewają po bokach i trudno jest je okiełznać. Właściwie to nie chodzi o to, by wszystko mieć pod kontrolą, bo i z jakiego powodu? Co zyskasz na tym, że wszystko wbijesz w przewidywalność? Co odnotujesz, gdy każdy najmniejszy ruch zapiszesz na karcie historii, tak by określany był według wcześniej nałożonych wytycznych? Nic nie zyskujesz na tym przeliczniku, jedynie tracisz, giniesz w gąszczu bycia sam ze sobą i ze swoimi tabelkami, które nijak się mają do prawdziwego życia i żywych, czujących ludzi.
Nie zapomnij przeliczyć czy opłaca ci się przeliczanie, wyszukiwanie najlepszych rozwiązań w każdej sytuacji, bo może nadejść taka, na którą nie znajdziesz wzoru, której nie wpiszesz w tabelkę i która umknie ci, bo nie potrafisz spontanicznie złapać chwili, emocji czy drugiego człowieka. Nie czyń ze swojego życia smutnego obrazu samotnego człowieka, który poza dobrze skrojonym garniturem, wypolerowanymi butami czy skórzanym portfelem nie ma nic więcej do zaoferowania. Naprawdę chcesz być postrzegany przez taki pryzmat? Nie możesz tego połączyć z duszą, istotą, wyobraźnią i czuciem? Nie boisz się, że nadejdzie taki moment, w którym pod tobą załamie się ten już kruchy lód, w którym ziemia nie wytrzyma twojego naporu i po prostu ustąpi? Nie boisz się konsekwencji swoich ciągłych kalkulacji bez odrobiny człowieczeństwa w tym wszystkim?