Podziel się tym artykułem
Powroty zazwyczaj są trudne, więcej się po nich spodziewamy niż w rzeczywistości są w stanie nam zaoferować, ale wielka nadzieja na nowy początek nie gaśnie pomimo potknięć i uchybień ze strony podmiotu powracającego. Zastanawiające jest, jak wiele człowiek potrafi wybaczyć w imię kolejnej próby, nowego rozdziału, unikania samotności albo strachu przed brakiem kolejnych prezentów od losu w postaci drugiego człowieka.
Pozwoliła mu wrócić, bo powiedział, że wszystko, czego szukał już znalazł, pozwoliła, bo zapewniał, że wie czego chce i z kim chce być, tym kimś jest i była ona, a chwile zawahania w jego wykonaniu to tylko pomyłka i nie chce do nich wracać. Dużo powiedział, odrobinę mniej zrobił. Na początku wszystko szło według planu, zaczęli swoją codzienność na nowo, budowa ich wspólnego portu była mozolna, ale kawałek po kawałku składała się w całość wspólnych wymagań, wyobrażeń i planów. Tylko wyglądało to trochę jakby po podpisanym kontrakcie odhaczali co i rusz kolejne punkty do zrealizowania. Ta magia, która kiedyś miała w ich relacji swoje miejsce uleciała, gdy pojawił się w jej drzwiach ponownie, zniknęły spontaniczne gesty i chwile zapomnienia, nie było już słodkich obietnic i pełnych zmysłowości niedopowiedzeń, codzienność stała się ich mantrą i trzymali się jej kurczowo, jakby jej strata miała zburzyć ich cały światopogląd, poczucie bezpieczeństwa i szansę na cokolwiek dobrego.
Dla jasności, mantra nie jest niczym złym, każdy jakąś ma, tak dla utrzymania równowagi, by nie spaść za daleko i by wiedzieć jak się podnieść, ale powtarzana zbyt często przyzwyczaja, nie daje szansy na świeże spojrzenie i sprawia, że zapominamy o tym, że może być inaczej. Pozwoliła mu wrócić, na początku bardzo się starał, by jego odejście zatrzeć w jej wspomnieniach, by zapomniała o tym, co było, a skupiła się na nowym rozdaniu, tylko jej wybitnie trudno było zapomnieć, nie dlatego, że nie chciała, ale dlatego, że chciała za bardzo. Jednak cały czas przed oczami miała jego wygodny wybór, jego egoizm i samowolne działanie, bo gdy odchodził to właściwie o pozwolenie nie pytał, a jedynie stwierdzał fakt i podawał do informacji zainteresowanej.
Ten powrót był bolesny, bo odbiegający od wyobrażeń. Jego powrót miał coś znaczyć, a w konsekwencji wrócili do punktu wyjścia, z którego kiedyś, trzymając się za ręce brali rozbieg. Tylko w momencie, gdy kiedyś brali ten rozbieg wszystko było świeże i nietknięte przez wzajemne błędy, a teraz w pamięci pozostały tylko suche fakty i rany, a te nadzieje związane z powrotem coraz bardziej słabły pod natłokiem rozczarowań. Czy żałowała, że go przyjęła? Trudno jej było odpowiedzieć jednoznacznie, skoro pozwoliła mu wrócić to oznacza, że się wahała, ale po głębszym zastanowieniu wie, że jego powrót nikomu nie wyszedł na zdrowie. Bo on niby się starał, ale tak tylko na poziomie przyzwoitości, dla zachowania pozorów, niby chciał, ale tak jakoś od niechcenia, niby próbował zdobywać, ale tak jakby ona nie była dla niego szczytem marzeń, a małą górką, do której wystarczy wspięcie się na palcach lub lekki wyskok, bez większego wysiłku.
Tak, żałowała, bo straciła czas wcześniej i traciła go ponownie, bo ta miłość, która w niej była, gdy odchodził, wypaliła się, gdy go nie było, a ona nawet tego nie zauważyła, przyjęła go, bo tak ustalili, ale nie przewartościowała swoich uczuć i planów, po prostu zachowała schemat, z którego nie wiedziała jak wyjść. A wyjście jest bardzo proste, wystarczy powiedzieć koniec, jednak skoro pozwoliła mu wrócić to jasnym jest dlaczego teraz nie wystawia go za drzwi… Strach przed samotnością, przed niewiadomą, przed ponownym szukaniem i oczekiwaniem… Ale powoli dojrzewa do tego, by powiedzieć żegnaj zamiast do zobaczenia. Powoli dojrzewa do tego, by w przyszłość spojrzeć inaczej.