Podziel się tym artykułem
Uśmiecham się do ciebie i z pewnym zaskoczeniem, a może smutkiem przyglądam się zmianom jakie w tobie zaszły… Byłeś inny, też potrafiłeś się uśmiechać, tulić i wędrować myślami w nieznane, nie miałeś wszystkiego zaplanowanego, a każdy kolejny dzień był dla ciebie szansą na wyrzeźbienie czegoś niepowtarzalnego. Pamiętam cię takim i jeszcze liczę, że taki obraz stanie się obiektem mojego zachwytu, że pojawi się przed moimi oczami i znów wywoła uśmiech…
Pamiętam te spontaniczne sytuacje, w które się wplątywaliśmy wiedząc, że mogą skończyć się całkiem kiepsko i pamiętam smak owoców, z których sok wyciekał bez żadnego umiaru, i jeszcze przypominam sobie, że nie miałeś takich oporów… Chwile zapomnienia nie stanowiły dla ciebie problemu, nie były przeszkodą ani koniecznością, po prostu istniały. Nie pytałeś za każdym razem czy ten absurdalny pomysł ma sens, nie zastanawiałeś się czy okazanie czułości zostanie jakoś odebrane czy ocenione, nie skupiałeś się na konsekwencjach, a na działaniu.
Szukałam cię długo, pytałam przechodniów czy nie spotkali cię na swojej drodze pędząc przed siebie do swoich biur, zobowiązań, utartych schematów i nieudanych uczuć… Pytałam napotkanych ludzi czy widzieli chociaż smugę, którą mogłeś po sobie pozostawić, czy jakiś ślad, który pomógłby mi odnaleźć cię na nowo, tylko wzruszali ramionami i szli dalej. A ja zostawałam bez wskazówek, bez planu i pomysłu, sama, wcale nie tak, jak za dawnych lat.
Zgubiłeś się wiesz? W przestworzach wymagań i bzdurnych opowieści o tym, co należy i trzeba, a nie co można by dla odmiany. W pewnym momencie zgubiłeś też mój głos i prośby o powrót na tor, z którego już dawno zjechałeś pomijając przy tym stacje, na których miałeś wysiąść. Nie oceniam, nie krytykuję, tylko pytam, gdzie teraz jesteś? I czy kiedykolwiek wrócisz? Czy jeszcze pamiętasz? I czy tęsknisz? Tylko pytam, oczywiście podświadomie i cicho licząc na odpowiedź, ale wiem też, że niekoniecznie ją otrzymam, że niekoniecznie świat, w który tak wierzysz pozwoli ci na powrót, więc liczę się z tym, że odpowiedzi mogę nie otrzymać, a muszę spróbować.
Przyzwyczajony do porannej kawy i rzucenia okiem na to, co w prasie, zakładając swój codzienny uniform, przeczesując włosy zamykając za sobą drzwi, pozostawiasz za sobą tylko trochę stęsknionych spojrzeń, które chciałyby od ciebie czegoś prostego, czegoś zwykłego, tej mocno już zakurzonej obecności. To ją zostawiłeś w kącie, jakby za karę, to jej nie pozwalasz wyjść bez pozwolenia, to ją porzuciłeś jak zużyte ubranie, które już do ciebie nie pasuje na rzecz wysublimowanych zachowań, wykreowanych myśli i patetycznych słów, które nie pozostawiają miejsca na wybuchy emocji czy euforię uczuć. To ją zamknąłeś w klatce bez zamka, tak jakbyś od początku wiedział, że nie będziesz chciał jej już wypuścić na wolność, jakbyś nie chciał wracać z tej smutnej, szarej drogi tak nie podobnej do tej naszej, z kiedyś.
Zadając pytanie tobie o to gdzie jesteś, tak naprawdę wypowiadam je i liczę również na swoją odpowiedź… Może jak wybrzmi głośno w przestrzeni to obudzimy się z tego snu, letargu, zapomnienia i wrócimy chociaż częściowo do ludzi, którymi byliśmy, gdy mieliśmy marzenia i siebie? Do czasu, gdy byliśmy dziećmi, które niczego się nie bały, a po swoje pragnienia śmiało sięgały. Do czasu kiedy całowaliśmy z radością, a kolory miały taki intensywny i nieoceniany odcień, po prostu były, a my wybieraliśmy te, które chcieliśmy, a nie te, które aktualnie wypadało wskazać.