Podziel się tym artykułem
Macie czasem wrażenie, że wszystko was boli? Że rozdziera was od środka, że z biegiem lat coraz bardziej reagujecie na to, co płytkie i bez wartości, a to, co ważne powoli się w was wypala? Kiedy ostatnio poczuliście, że naprawdę kochacie, że jesteście szczęśliwi, że cieszycie się z tego, co macie, kogo spotykacie, z tego że osiągnęliście coś w życiu, że wcale nie jesteście tacy nijacy?
Kiedyś prawdziwe rany potrafiły zadawać prawdziwe i realne uczucia. Silna i trwała miłość. Cierpienie najbliższych, które łączyło, a nie dzieliło. Duma i honor, które trzymały w ryzach pewnych zasad i wartości, ale jednocześnie pozwalały wyznaczać drogę ku temu, co chociaż miało w sobie namiastkę dobroci, prawdy czy piękna. Przyjaźń na każdy moment, każdy nastrój, sytuację, pogodę, na zawsze. Namiętność, która budziła się z przywiązania lub coś znaczącej fascynacji. Podziw całkowicie zasłużony, a nie przygarnięty za sprawą zajmowanego stanowiska czy znajomości. Pasja całkowicie niewymuszona, naturalna… A teraz? Teraz wszystko jest płytkie, powierzchowne, chwilowe, trudno o trwałą miłość, łatwiej o szybki samochód czy seks, trudno o prawdziwą i szczerą relację, bo teraz liczą się układy i kto ile może (aktualnie ci pomóc), teraz liczy się sam seks bez całej tej otoczki tajemniczego pożądania, zawoalowanego uwodzenia, teraz takie pojęcia jak honor czy duma praktycznie nie istnieją, mało kto zrobi coś, bo tak należy, co najwyżej dlatego, że mu się to opłaca, kalkuluje i wyrównuje bieżący bilans.
Uczucia nam wystygły, jak zupa, która za długo stała na stole. Zasady się zdewaluowały, bo często po prostu są niewygodne, przyciasne, jak ładne buty z wystawy, które zniewalają na pierwszy rzut oka, ale chodzić się w nich nie da. Wartości zniknęły, bo i tak się przecież w większości nie opłacają, a chwile już nie są tak ciepłe, magiczne i prawdziwe. Brakuje nam tej spontaniczności, tej dziecięcej radości i beztroski, tych prawdziwych chwil z ludźmi nie urządzeniami, z ludźmi, których naprawdę lubimy i kochamy za to jacy są, a nie za to, co mają.
To wszystko sprowadza nas do takiego uczuciowego reumatyzmu, bo wszystko się w nas gotuje, krew nie przepływa jak trzeba, bolą mięśnie od dźwigania ciężaru, organy od bezcelowego wysiłku, następują w nas zmiany, które są nieodwracalne, które niszczą w nas naiwność, wiarę, czasem nawet nadzieję i sprawiają, że pewnych rzeczy i relacji odbudować się już nie da, że bezpowrotnie je tracimy…
Cały paradoks polega na tym, że w tych wszystkich zmianach każdego z nas od środka pożera tęsknota za prawdziwymi uczuciami, chwilami, ludźmi, relacjami. Łakniemy tej realności jak powietrza. Jednak to, co zdążyło się już wydarzyć sprawia, że nigdy już nie będziemy w pełni zdrowi i nigdy już nie poczujemy tego wszystkiego tak prawdziwie jak kiedyś, gdy w swoim świecie dorosłych byliśmy jeszcze w pełni sprawnymi dziećmi pełnymi radosnej nadziei na lepsze… Ale zawsze i bez końca możemy próbować…