Podziel się tym artykułem
Jeden rok, 12 długich i ciężkich miesięcy, niekończące się oczekiwanie na kolejny dzień i ten przeszywający ból, który zamiast maleć nasilał się z każdą następującą po sobie dobą. Sen nie przynosił ukojenia, dzień nie pozwalał na odpoczynek, straciła wszystko w jednej chwili… Jego, ukochaną pracę, sens życia i cel.
I gdy się tak traci wszystko, gdy wszystko co się do tej pory robiło traci na znaczeniu, gdy już wiadomo, że nie zobaczymy znajomego uśmiechu, że nie usłyszymy słów otuchy i nie podniesiemy się wsparci na czyimś ramieniu, to pojawia się uczucie paraliżu, strachu, znalezienia się w nieznajomym terenie, w całkowicie obcym otoczeniu, pojawia się poczucie wyobcowania i zagubienia, jak w labiryncie. Ile jest w stanie znieść jeden człowiek? Ile trudów może przenieść na swoich barkach i nie zwariować, z jakim bagażem może zostać, by mieć siłę rano wstać z łóżka i zrobić swoje? Dla niej to chyba w pewnym momencie było za dużo… Wszystko wydarzyło się jak w filmie akcji, szybko, bez zapowiedzi i możliwości cofnięcia czegokolwiek, jakby poza nią.
Wydaje się, że są ludzie, których nic nie złamie, którzy przetrwają wszystko, bo tak są skonstruowani, ale gdy w jednej chwili każdy element upadnie w inną stronę to cała misterna konstrukcja nie utrzyma się w powietrzu, upadnie. Tak też jest z tymi wszechmocnymi, wszystko potrafiącymi, będącymi nie do pokonania. Oni też się łamią, tylko nie pod byle pretekstem, nie z błahych powodów, nie gdy pyłek spadnie na ich ramię, ale wtedy, gdy stos kamieni nie pozwoli im już stać na prostych nogach i w postawie przygotowanej na wszystko.
Ona pragnęła spokoju i wsparcia drugiej osoby, ten drugi cień istnienia w swoim życiu straciła, bo odszedł nieodwołalnie, ale i spokój nie przychodzi, nie zamierza pojawić się w jej drzwiach i powiedzieć: odpocznij, przez chwilę nic nie będzie się dziać, wręcz przeciwnie, on jakby nie istniał i tylko jego przeciwnicy wysyłają w jej kierunku kolejne bodźce, naboje wypełnione jadem i frustracją, niekompetencję innych zrzucają na jej barki i tylko zastanawiają się czemu ona nadal nie funkcjonuje tak, jak kiedyś, czemu zawodzi i czemu już tak chętnie się nie zgadza? Czemu odmawia?
Trochę za dużo się wydarzyło, odrobinę przeważona została szala w kierunku destrukcji, osamotnienia i odarcia z sił, trochę za dużo bycia ze wszystkim w pojedynkę i odrobinę za mocno życie postanowiło kopać. Brak tutaj racjonalnych powodów dlaczego właśnie ona, dlaczego to ona stała się workiem treningowym dla rozchwianych emocjonalnie chwil życia, ale jedno jest pewne brakuje jej już sił, brakuje chęci i motywacji, brakuje jej uśmiechu i beztroski, brakuje jej tego światełka w ciemnym tunelu i tego bycia dla kogoś najważniejszą.
Nikt nie jest stworzony do tego, by przez życie iść całkiem sam, by wszystkie nieznośne sytuację bytu nieść samotnie, by być pojedynczym życiem w całej gamie podobieranych, choć czasem nieudolnie, ludzi, którzy nic sami nie potrafią zrobić. Gdy na nią patrzę widzę smutek, widzę, że każdy stres, każda nieprzewidziana sytuacja i nieodpowiedzialny człowiek dobijają kolejny gwóźdź do trumny, na którą czasem spogląda. Przykre, że to jednostkom, które wybitnie radzą sobie z życiem składa ono w darze takie niespodzianki, które nigdy nie są i nie zamierzają być miłe. Trochę się wydarzyło, ale są ludzie stworzeni do misji niemożliwych i specjalnych, ty takim człowiekiem jesteś, wiesz?