Podziel się tym artykułem
Przechodzę ulicami, zamyślona, ale czynnie obserwująca i dostrzegam obojętną bliskość, taką bylejakość, powszechną niechęć do okazania zainteresowania, szybkie kroki, które prowadzą do realizacji planu dnia, ale całkowicie zacierają relacje, zaburzają uczucia. Po co wybierać wspólnie kanapę skoro nie będziemy chcieli na niej razem siedzieć? Po co fatygować się z wyborem pościeli, skoro ma być ona tylko ładnym dodatkiem do falban, a nie fragmentem intymności czy zabawy całej rodziny, która jest spójna? Dlaczego tracić czas na wybieranie kolejnych książek na półkę, które będą pasować do całego zbioru, jeśli nie potrafimy i nie chcemy o nich opowiadać, nie chcemy komunikować swoich racji, wątpliwości, emocji?
Rozglądam się wokół i czuję smutek, pustkę, widzę parę, która na oko jest ze sobą już jakieś ćwierć wieku, idą obok siebie, w drobnej acz wyczuwalnej odległości od siebie nawzajem, dystans w ich sposobie chodzenia widoczny jest na pierwszy rzut oka, patrzą w zupełnie innych kierunkach, on w palcach ściska resztkę papierosa, a ona kurczowo zaciska rękę na pasku od torebki, ewidentnie się śpieszą, na pewno mają coś istotnego do załatwienia, a może po prostu właśnie się pokłócili? Trudno to ocenić, gdyż ich usta są zaciśnięte, a oczy nieobecne. Idą obok siebie, niby w tym samym kierunku, ale ten chód ani nie przypomina relaksującego spaceru, ani nie jest formą wymagającego sprintu on po prostu pokazuje ich pośpiech w drodze donikąd.
Usiadłam na chwilę na ławce, chciałam na moment wyciszyć ten cały szum, nie tylko informacyjny, ale też ten codzienny, w którym stykają się ze sobą plagi naszych czasów, szybki seks i jedzenie, bezwartościowe klikanie “jesteś najlepszy”, kolejne poklepywania po ramieniu, które mają za zadanie wspierać, ale bez zbędnego nacisku i zaangażowania, obietnice, które nigdy nie zostaną spełnione i rzucanie w eter słów, które nigdy nie będą szły w parze z czynami. Bycie, ale pełne nieobecności, chwilowa zapaść komunikacyjna, mentalna, etyczna, ludzka. Idziemy obok siebie tak dziarsko, tak pewnie i tak zawzięcie, a w ogóle na siebie nie patrzymy, w ogóle nie pytamy czy nasze cele są takie same, czy pragniemy chociażby podobnych spraw, uczuć, sytuacji, czy chcemy być obok siebie czy tylko zmusiły nas do tego przyrzeczenia i konwenanse.
Ponownie się rozglądam, nie czuję się pewnie w tym świecie złudzeń i cichych obietnic, w tym świecie braku bliskości i zerowego zaangażowania, w tym świecie powszechnego linczu, bo mogę i braku obrony, bo ci się nie należy. Nie czuję się pewnie w tym świecie bez prawdziwej miłości, tej, która była podwaliną wszystkiego, w tym świece, w którym przyjaźń wygląda jedynie dobrze na fotografii, w tym świecie, w którym trzymanie się za rękę jest passe, a okazywanie czułości popularne tylko wtedy, gdy można ją uwiecznić. Nie chcę po latach zastanawiać się co ja z tobą robię, dlaczego wybrałam ciebie, chcę nadal czuć to, co było pretekstem, bodźcem do wspólnego istnienia, tworzenia, umierania.
Idziesz obok niego zła i nawet na niego nie spoglądasz, bo przecież on nawet nie potrafi się domyślić, że jest powodem twych frustracji. Idziesz obok niej zamknięty w sobie, bo ona tylko krzyczy i nie próbuje krótko nakreślić o co jej chodzi. Już nie pałacie do siebie ciepłem, namiętnością, przyciąganiem, tylko współistniejecie na tej samej, wypracowanej przez lata przestrzeni, a spacery zaczęły sprawiać wrażenie przykrego obowiązku, a nie cichego relaksu. Tego chcieliście zaczynając tę trasę?