Podziel się tym artykułem
Bywa, że natrafiamy na mur, którego żadnym sposobem pokonać nie możemy. Siłujemy się z czymś, próbujemy, dobijamy się, ale stoimy w tym samym punkcie albo co gorsza cofamy się znacznie. Wychodzimy z tych wszystkich walk i prób z poranionymi sercami, nieufnymi duszami, podejrzliwymi umysłami – wszystko przestaje mieć jakikolwiek sens… Nie wiadomo czy jest jakiś cel w tym, by się podnosić i próbować znowu.
A wszystko dlatego, że po drugiej stronie jest człowiek, który robi wszystko, by ograniczyć nam dostęp do siebie w jak największym stopniu, bo się boi, bo mu się nudzi, bo mu nie zależy, ale nie mówi tego wprost, bo… (no właśnie, bo… odwieczne pytanie ludzkości). A obojętność to taka menda, która zabija każde uczucie, działanie i chęci, nie pozwala na żaden rozwój ani nawet na odrobinę kreatywności, stawia każdego z nas na pozycji straconej, bo bycie neutralnym dla kogoś jest gorsze niż bycie największym wrogiem, gdy nie wzbudzasz w ludziach żadnych emocji nie jesteś w stanie zbudować żadnej relacji, a bez relacji w dłuższym odstępie czasu, nawet jeśli wmawiasz sobie, że jest inaczej, nawet, gdy nie odczuwasz tego od razu po prostu człowieku umierasz. Jeśli nic dla nikogo nie znaczysz, to tak, jakbyś nie istniał… A każdy z nas przecież w całym swoim życiu robi wszystko, by być kimś, by coś znaczyć w świecie, by coś znaczyć dla kogoś, by gdy padnie samochód na trasie mieć do kogo zadzwonić… Właśnie zadzwonić, napisać, namówić na spotkanie, ludzie stają się coraz bardziej nieobecni, skupieni na sobie, coraz bardziej obojętni nie wiedząc o tym, że to uczucie niszczy od środka jak tasiemiec, zjada, pustoszy organizm, by w końcu nic nie pozostawić.
Nie ma nic gorszego niż znaczyć dla kogoś tak mało, że nie jest w stanie obdarzyć cię żadnym uczuciem… Nauczyliśmy się sztuki milczenia i szlifujemy ją każdego dnia, oduczamy się poczucia bliskości, tęsknoty za kimś, spontanicznych reakcji, kompromisów, partnerstwa, chęci zawracania sobie głowy drugą osobą, minimalnego wysilenia się dla dobra wspólnego, ba jak tylko coś nam nie „leży” uciekamy, zamykamy się w swoim super świecie i obojętniejmy, bo tak jest wygodniej, swobodniej i bezpieczniej. Wszystko to sprawia, że po prostu nic nie wiemy i zadajemy sobie najzwyklejsze pytania…
Skąd mam wiedzieć, że tam jesteś skoro nie dajesz znaku? Skąd mam wiedzieć, że chcesz coś powiedzieć, skoro milczysz? Skąd mam wiedzieć, że chcesz mnie przytulić, skoro nawet nie robisz najmniejszego kroku w moim kierunku? Skąd mam wiedzieć, że kochasz, skoro nie okazujesz mi tego? No skąd mam wiedzieć cokolwiek, skoro jesteś jak poranna mgła, znikasz wraz z pierwszymi promieniami słońca… Zostawiając po sobie jedynie lekką smugę tego, co było, a ja zastanawiam się czy to naprawdę się zdarzyło? No właśnie, przecież Ty mi nie odpowiesz.