Podziel się tym artykułem
Zakochałam się… I nie wiadomo czy było to stwierdzenie, zapytanie czy wyznanie. Po prostu to powiedziała i chyba oczekiwała, że pojawi się jakaś reakcja, jakiś odzew na to, co właśnie padło, jakieś zainteresowanie, a może nawet chęć przepytania. W normalnych okolicznościach pewnie te wszystkie oczekiwania zostałyby spełnione, ale aktualnie, gdy te wcześniejsze wydarzenia tak mocno rzutowały jeszcze na to, co tu i teraz pojawiła się zaduma… Jak ogarnąć, to co z automatu do ogarnięcia nie jest, bo sprzyja temu chaos? Jak okiełznać tę siłę, która wszystko wywraca i potęguje kolejne nieprzewidywalne w skutkach emocje? Jak nie dać się sprowokować i napiętnować kolejnym oczekiwaniom, zachciankom, próbom przetrwania? Jak odpowiedzieć sobie na pytania, do których nie ma z góry przyporządkowanych odpowiedzi? Jak być sobą, gdy serce wiruje w nieznanym rytmie i takcie, którego prawie nikt nie czuje? Jak być prorokiem w sprawach niezrozumiałych i zagmatwanych? Jak odczuwać realnie i rozsądnie, gdy wszystko wokół staje na głowie? Jak nie przestać być sobą, gdy wszystko, co do tej pory ważne schodzi na drugi plan? Jak nie uciekać od tego, co podpowiada skrawek rozsądku w odrealnioną potrzebę bycia najważniejszym chociaż przez chwilę?
Zakochała się. Nie pierwszy, być może ostatni raz. Jednak jeśli ta wielka miłość podobna będzie do poprzednich znów pojawią się dobrze znane łzy, których wyciek trudno będzie zatamować pod wpływem urazów, które się pojawią. Jeśli miłość znów będzie dla niej czymś, bez czego nie może oddychać i odsunie siebie na dalszy plan, znów będzie w stosunku do siebie bardzo daleko, bo nie pozwoli sobie samej na wysłuchanie. Czy powinna sobie pozwalać na zbytnią uległość? Czy znowu powinna pozwalać na te wszystkie dramaty współtowarzyszące? Czy powinna być tym, kim on chce by była, mimo iż ponoć akceptuje ją dokładnie taką, jaka jest? Zawsze w tych jej wielkich miłościach pojawia się trudna do zdefiniowania sytuacja dramatyczna, w której odrzuca ona samą siebie… Dla korzyści, radości, satysfakcji i spełnienia kogoś zupełnie innego. O ile rozkoszniejsza i bardzie produktywna byłaby ta miłość, gdyby rozdzielała ona równe stanowiska.
Miłość to najgorsza z plag! Zapytasz dlaczego? To bardzo proste. Nieprzemyślana obezwładnia, pozbawia realnej mocy bycia niezależnym. Bywa, że odbiera rozum. Przemyślana uskrzydla, ale również bywa, ze hamuje, gdy wydaje nam się, że już niczego innego do szczęścia nie potrzebujemy. Sprawia, że poza ciepłem, radością, spełnieniem i wiarą w lepsze jutro rodzą się też demony strachu, cierpienia, bywa, że i osamotnienia. Zdarza się, że jak wzburzone morze nie pozwala dobić do portu. Piękna jest gdy rozkwita, ale tak często w chwilach potknięcia nie zdaje egzaminu. Piękna jest, gdy tyle pięknych słów tworzy, ale traci na wartości, gdy nie idą za nimi czyny. Piękna jest w swych obietnicach i przysięgach, ale co gdy nie dochodzi do zaplanowanej realizacji? Piękno w niej przeogromne, ale bywa, że ulotne. Tyle w niej pokładamy nadziei, ale nie przygotowani jesteśmy na jej odejście. Dajemy jej kolejne szanse, nie wiedząc nawet czy jest jakakolwiek opcja na sukces. Przemierzamy nieznane lądy, tylko dlatego, że ona wskazuje kierunek, gdy jednak wypadamy z torów szukamy winnych gdzie indziej. Nie można odmówić jej uroku, blasku, urody, ale bywa, że staje się nieokrzesana i żyje wedle zasad, które sama sobie ustaliła. Zupełnie bez konsultacji z zainteresowanymi.
Zakochałam się. Tak pięknie to brzmi. Tak lubimy ten stan, który mija szybciej niż jest to założone. Kochaj, ale w tych uczuciach bądź gotowa na potknięcia i niezrozumienie. Bądź gotowa nie tylko na uśmiech, ale i na przejściowe cierpienie. Na te wszystkie emocje, które na zakręcie bywa, że nie dają nadziei na zbyt szybki powrót. Bądź gotowa, że nie zawsze będzie wielobarwnie, może być pochmurnie i nieprzejrzyście. Bądź gotowa na to, że i na tobie może spocząć plaga.