Podziel się tym artykułem
Robię co mogę, by nie musieć otwierać oczu, by były zamknięte jak najczęściej, jak najszczelniej, najintensywniej, jak to tylko możliwe. Zastanawiam się co zrobiłam źle, gdzie popełniłam błąd i na którym rogu zapomniałam skręcić? Nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie czemu to wszystko nie spotkało właśnie mnie, czemu przegapiłam te wszystkie chwile, które miały być niezapomniane, czemu pozwoliłam odejść uczuciu, które mogło nie tylko się narodzić, ale trwać i dlaczego zatrzymałam trzepot serca jeszcze przed rozpostarciem szeroko skrzydeł?
Pytania kłębią się i wiją, ale niczego nie ułatwiają, coraz bardziej tylko uświadamiają ci wszechogarniającą pustkę, przeraźliwą bezsilność i powolne umieranie w objęciach samotności… Z każdym dniem tęsknię bardziej, za tym świadomym i silnym dotykiem, za tym spojrzeniem, w którym zawsze chciałam tonąć i nigdy nie prosić o koło ratunkowe, za tym uśmiechem, który bawił, uwodził, czasem irytował, który był trochę jak górska kolejka, budził skrajności… Nauczyłam się tęsknoty, zaczęłam praktykować niedopowiedzenia, odrzucenia i zamknięcie, wiedząc, że tęsknota i tak zwycięży.
Mogłabym w nieskończoność przepraszać, za to, że przegapiłam, że jak para wodna z biegiem czasu się ulotniłam, że zniknęłam tak, jak znika w pewnym momencie najbarwniejsza nawet tęcza. Mogłabym powtarzać, że nie zrobiłam tego celowo, że to była pomyłka, chwilowe zawahanie, zbyt wolna reakcja, która nie spowodowała żadnej interakcji, bo jej działanie było zbyt opieszałe. Mogłabym też powiedzieć, że walczyłam, że próbowałam, że byłam prawie niezwyciężona, tylko po co jeśli nigdzie nie ma śladu walki, podjętych prób, jakichkolwiek zwycięstw? Mogłabym też powiedzieć, że byłeś dla mnie wszystkim, że przy tobie wzrastałam, rozkwitałam, piękniałam, mogłabym, tylko po co? Skoro tęsknie za czymś, co tak naprawdę… Nigdy nie istniało, nigdy się nie narodziło i przydarzyło się wtedy, gdy miałam mocno zaciśnięte powieki. Żałuję, że nie odważyłam się ich otworzyć i spojrzeć przed siebie bez tęsknoty… Może kiedyś sobie wybaczę.