Podziel się tym artykułem
Zadałam pytanie o szczęście, tak proste i przyziemne, a jednak odpowiedź mnie zaskoczyła, staram się być, to wszystko, co do mnie dotarło. Mamy jedno życie, a odbijamy się od niego, wystawiamy je na próbę jakby było niezniszczalne, wieczne, bez końca możliwe do modyfikowania. Niestety albo postarasz się o swoje szczęście, albo pozwolisz trwać chwilom byle jakim, bo w sumie to już nie chce ci się szukać, jest przyzwoicie, niby nie kolorowo, niby nie ekscytująco, niby nie tak, jak to sobie wymyśliłaś czy wymarzyłaś, nie tak, jak to obserwujesz u innych, ale jest. Pewien poziom stabilizacji istnieje i nie chcesz by został zachwiany.
Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze mamy dokładnie to, co sobie “narysowaliśmy”, że nie zawsze możemy powiedzieć, tak, to jest dokładnie to, czego szukaliśmy. Oczywiście, że nie, ale jakiś poziom szczęścia, w przyzwoitej wersji chyba należy się każdemu. Każdy z nas chce być ważny, każdy chce czuć, że nie jest wypadkową uczuć i zdarzeń, a raczej przeznaczeniem, które poczyniło kroki, by życie nareszcie przybrało odpowiedni obrót.
A ona szczęśliwa nie była i nie będzie, nie ma w tym wyrokowania, nie ma określania czy nazywania danej sytuacji, jest raczej trzeźwe spojrzenie na sprawę, w której jednemu zależy bardziej, jedna osoba godzi się na namiastkę tego, co kiedyś otrzymała w całości, ale czego nie było jej dane zatrzymać. Bo gdy już spotka się takie pełne szczęście to nie chce się czegoś co tylko je przypomina, chce się być wysoko, chce się być kimś, chce się tworzyć z tą osobą swoją przestrzeń, swój wszechświat. A gdy to niemożliwe zaczyna się egzystencja, w której narasta frustracja i odsuwanie się od tych, którzy widzą wszystko wyraźniej.
Zastanawiające jest czemu godzimy się na coś, co nie daje nam takiej pełnej radości, czemu nie szukamy tego, czego pragniemy, w rezultacie godząc się na coś, co jest dla nas nie wystarczające, mierne, bez przyszłości, byle tylko stwarzać pozory, że jest dobrze. Naprawdę poszukiwanie prawdziwego szczęścia, nie godzenie się na bylejakość, jest takim wykroczeniem? Odnoszę wrażenie, że dla niektórych tkwienie w czymś co ich nawet tak naprawdę nie cieszy jest drogą na skróty w celu osiągnięcia spokoju mówiącego, to już mam, nie ważne w jakiej wersji, ale dłużej szukać nie muszę. Mam też nieodparte przeświadczenie, że poziom niezadowolenia wzrasta wprost proporcjonalnie do długości trwania takiej relacji. Po co, dlaczego, w imię jakiej wyższej wartości tak się męczyć? Nie ma powodu, dla którego ktoś powinien swoje życie poświęcać. Dla dziecka? Nie, bo dziecko prawdziwie szczęśliwe będzie tylko przy spełniającym się i zadowolonym rodzicu, który kocha spędzać z nim czas… Dla otoczenia? A jak często to otoczenie istnieje w twoim życiu od środka? Dla spokoju? Który z definicji w relacji bez większego szczęścia nie istnieje, bo ciągła frustracja pobudza w nas wściekłość. Dla przyszłości? Tylko jakiej? Na jaką przyszłość ma szansę relacja bez przyszłości?
Szczęście to pojęcie względne, każdy odczytuje je na swój własny sposób, każdy chce go w innej postaci, ale jedno jest niezmienne i zgodne dla wszystkich, każdy go chce! Nie szukaj częściowego szczęścia, bo w perspektywie czasu to będzie tylko jak woda na młyn dla strumienia twoich problemów, ciągle otwieranych ran i niezrozumiałych emocji powodujących działania, które niszczą nie dając niczego w zamian.