Podziel się tym artykułem
Wchodzimy w relacje, budujemy coś, co ma być stabilne, prawdziwe i na zawsze, ale robimy to mechanicznie, według schematu, myśli ukierunkowanych jednotorowo. Skupieni na celach, na kolejnych etapach, całkowicie oddani temu, co w danym czasie „powinno” nastąpić, zapominamy o tym, by się tą codziennością tak dla odmiany trochę cieszyć. Dla wielu brzmi to abstrakcyjnie, ale jest to boleśnie prawdziwe, radość nie jest tym, co wpisujemy do swojego kalendarza w rubryce do wykonania. Omijamy ją szerokim łukiem na rzecz kolejnych burz, które nierzadko wywołujemy w swoim życiu z małego deszczyku.
Wchodzimy w nową relację pełni optymizmu i nastawieni na sukces, z nadzieją, że będzie to dobrze zrealizowany projekt, który w przyszłości, gdy już będzie miał ugruntowaną pozycję przyniesie sporo zysków, absolutnie żadnych strat. Nic bardziej mylnego, straty też będą, bo związek jest jak giełda, to, że przysięgasz na zawsze nie oznacza, że żadnych spadków zainteresowania, energii czy uczuć nie będzie, bo będą. Pytanie tylko, jak sobie z nimi poradzisz i co zrobisz, gdy będą rosnąć w siłę. Bo wycofywanie się z obstawiania to żadne wyjście, a jedynie mało subtelna ucieczka.
Kiedy ostatnio w swojej relacji postawiłeś na uśmiech? Kiedy uznałaś, że po prostu się przytulisz i będziesz czerpać z tej chwili błogi spokój, wyłączając szum otoczenia? Kiedy dałeś sobie czas na reset, tak, by zaznaczyć swoje priorytety? Kiedy pozwoliłaś mu na błędy, by mógł je naprawić? Nie pozwalamy sobie na zbyt wiele, bo wydaje nam się, że jeśli będziemy trzymać związek w twardych ryzach przywiązania i zobowiązań to będzie on owocny i skrojony wedle planu. Nie będzie, bo związek to ludzie, a czynnik ludzki ze względu na swoją złożoność niestety, ale bywa zawodny.
Szczególnie kobiety cierpią na to trudne do określenia spinanie się, bo coś nie jest odłożone na miejsce albo co gorsza rzucone bezwiednie. Bo kolejna czynność z długiej listy nie została wykonana i cały plan przez to legł w gruzach. Bo w ogóle nie działamy, tak jak to zostało wcześniej określone i z tego powodu mamy nie móc odczuwać szczęścia. Serio? Do szczęścia niezbędny jest ci dla przykładu pusty kosz na pranie lub poukładane według wielkości grzbietów książki na półce? W związku czasem musi być bałagan, bo bez niego nie będziesz się potrafiła cieszyć czystością nie tylko pomieszczeń, ale i porozumienia. Do związku musisz czasem dopuścić nieład i brak zdyscyplinowania, bo to nie ma być wojskowa musztra, a raczej miła podróż w zaplanowane nieznane.
Nie byłabyś zmęczona ciągłym biegiem, marudzeniem i narzekaniem na ciężki los? Byłabyś, to skąd przekonanie, że druga połówka nie będzie? Że zrozumie, wybaczy, pominie? To też człowiek, zmęczony, czasem osamotniony i przytłoczony, jednak jeśli czegoś od niego oczekujesz to mu to zakomunikuj…, ale czasem jednak warto wszystko rzucić i po prostu pożyć, wyjechać nad morze, by po prostu pospacerować po plaży, zamknąć się w czterech ścianach i tylko cieszyć swoją obecnością, zamówić lub zrobić pyszną kolację i delektować się smakiem z wolna, bez pośpiechu i napięcia. Czasem po prostu warto odpuścić ten bieg, który tak naprawdę nigdy się nie kończy, przynajmniej póki życie trwa. Bo gdy pojawia się ostatni oddech jest już trochę za późno na to, żeby się cieszyć. To małe rzeczy, a nie wielkie, czasem sztucznie utworzone problemy spajają więzi i tworzą twój świat.