Podziel się tym artykułem
Mówi się, że zmiany są dobre, że wprowadzają ożywczy wiatr do naszego życia, że często pojawiają się w sytuacji, gdy są niezbędne… Wszystko to jest prawdziwe, jednak jedynie w przypadku, gdy sami się na te zmiany decydujemy.
Zmiany mają to do siebie, że zazwyczaj są nieodwracalne, co się stanie to się już nie odstanie, a każda decyzja, wybór mają swoje konsekwencje. Jeśli sami decydujemy się na małe nagięcie rzeczywistości lub totalne wywrócenie swojego świata do góry nogami to wszystko w porządku, jesteśmy wtedy w stanie łatwiej pogodzić się z nadchodzącymi konsekwencjami naszych poczynań… Ale jeśli zmiany dopadają nas bez naszej wiedzy, woli, a czasem nawet zgody, to buntujemy się, wpadamy w emocjonalny dołek, pytamy dlaczego spotkało to akurat nas, szukamy odpowiedzi, rozwiązania, chwytamy się każdej nadziei.
Od dziecka uczy się nas trzech ważnych słów, które mają sprawić, że wszystko będzie pięknie, dobrze, po prostu tak, jak trzeba: proszę, dziękuję, przepraszam. Skupmy się na tym ostatnim, przepraszam to słowo w dwóch wersjach: niedopowiedziane lub nadużywane, albo nie jesteśmy w stanie go wykrztusić, bo duma nam na to nie pozwala, albo sypiemy nim jak z rękawa, zupełnie bezmyślnie, jakby to jedno magiczne słówko miało wszystko naprawić. Otóż nie naprawi, złamane serce się od tego nie sklei, spustoszony chorobą organizm nie wróci do stanu pełnej witalności, osłabione i zniszczone rakiem ciało nie stanie się równie żywe i piękne, raz rzucone słowa nie przestaną nagle ranić swoim ostrzem, a chwila zapomnienia nie zostanie wymazana, tylko dlatego, że po nagłej zmianie powiesz przepraszam.
Nikt nie wie co kryje się pod spuszczoną głową danego człowieka, pod delikatnym, ale nieśmiałym uśmiechem lub pełnym radości śmiechem. W swoich zmartwieniach, zmianach, chorobach, potknięciach, niepowodzeniach jesteśmy innymi ludźmi, niekoniecznie gorszymi wersjami samych siebie, ale już nigdy takimi samymi, pełnymi beztroski osobami. Idealnym przykładem takich jednostek, które muszą wygrzebać się z gruzów są ludzie, którzy walczą lub walczyli z nowotworem, przeciwnikiem który zjada ich od środka w sensie dosłownym i metaforycznym. Pozostawia on po sobie spustoszenie, rany na ciele i duszy. Nowoczesna technika pozwala na załatanie tych dziur, ale to, co się zmieniło pozostanie z takim człowiekiem na zawsze. Dzisiejszy świat pozwala nam na łagodzenie ran, ale wszystkich blizn nie jesteśmy w stanie się pozbyć. Nie oceniajmy więc naszych egzystencji zbyt surowo, bo w każdej zaszło zbyt wiele zmian, by móc mówić: jesteś zbyt gruby, za bardzo pomarszczony, za mało uśmiechnięty, niezbyt rozgarnięty, za wolno myślisz, za szybko mówisz – zawsze jest powód, że jest tak, a nie inaczej. Jeśli chcesz koniecznie o kimś się wypowiedzieć, to poszukaj głębiej, byś mógł wiedzieć o czym mówisz, by dany człowiek nie był dla ciebie tylko powierzchnią, ale czymś głębszym, pełniejszym.
A tymczasem śpieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą – odchodzą ich stare wcielenia, odchodzą na zawsze ich ciała i dusze, i przychodzi coś nowego, niekoniecznie gorszego czy lepszego, po prostu innego, odchodzi choroba, przychodzi życie po niej… Nauczmy się z tym godzić i walczyć o nowe życie.