Podziel się tym artykułem
To wydawało się tak proste… Jestem przecież szczęściarą, potrafię to, bez zająknięcia, bez mrugnięcia, drgnięcia najmniejszego, bez jakiegokolwiek szelestu, pomyłki uda mi się kontrolować wszystko, co sobie założę, przekazywać wszystko, czego tylko zapragnę… Uśmiechnęłam się sama do siebie, gdy przypomniała mi się ta zabawna myśl, która kiedyś była pewnikiem, która tak skutecznie zachęcała mnie do kolejnych działań i która bezbrzeżnie i skutecznie wiodła mnie na manowce. Łatwo się domyślić, że rzadko moje założenie o kontrolowaniu zachowań innych, o tym, jak to, co przekazuję zostanie odebrane się sprawdzało. Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że skoro ja sama jestem w stanie tyle u siebie kontrolować to przecież nie ma powodu, by nie przełożyć tego na innych. Skoro jestem w stanie przekazywać informacje, to i z wiedzą, emocjami, wskazówkami i potężnym ochrzanem, gdy to konieczne nie będzie problemu… Jakże się myliłam!
Odkrywając prawdę absolutną, jaką był fakt, że tylko za własne zachowania mogę być odpowiedzialna, że tylko swoje zachowania mogę kontrolować, że do innych trafi tylko to, co mówię, a nie to jak to mówię, jak interpretuję, jak nazywam, w jakie emocje ubieram, na chwilę wyhamowałam. Chyba dlatego, że szok był zbyt duży, a może to rozczarowanie, a może nawet zaskoczenie. Jednak teraz rozumiem, dlaczego on się nie domyślał, dlaczego nie rozumiał półsłówek i nie był na każde skinienie, które nierzadko widziałam tylko ja. Teraz rozumiem, że bywało tak, że to moje komunikaty nie były wystarczająco jasne, że to ja zawodziłam i to ja omijałam prawdę myśląc, że lukrowane kłamstwo będzie bardziej skuteczne. A może to strach przed konsekwencjami? A może bałam się utraty… Tylko czego? Człowieka czy władzy?
To odkrycie wpędziło mnie w pętle, która była jak powtarzalny schemat, jak niekończący się rollercoaster, od euforii do dołka, które to stany były tak intensywne, że aż mnie mdliło od szybkości i natężenia. Nie chciałam ukrywać emocji, nie chciałam zatajać informacji ani też nie chciałam być tylko drobinką, która nie ma na zbyt wiele wpływu. Z drugiej strony, gdy ten nurt się uspokoił, gdy rzeka nie była już taka rwąca i mogłam na spokojnie przemyśleć sprawę, dotarło do mnie, że przecież to spalanie się dla idei, taki taniec głupca, któremu się wydaje, że na wszystko może mieć wpływ, że całą rzesze ludzi jest w stanie uszczęśliwić, że będzie zbawcą wszystkich pokaleczonych, naruszonych dusz i przyniesie im ukojenie, zapominając skutecznie o swojej. Przy tych wszystkich wyszarpanych chwilach zapominając o swoich, najważniejszych.
Docierając do sedna sprawy… Gdy przekalkulowałam, że to spokój i prawda wbrew pozorom, nawet jeśli wszystkim wydaje się inaczej, jest tym, na co warto postawić, udało mi się zostawić to, co takie niewygodne… Nie zatańczę już dla ciebie wedle życzenia, nie spełnię oczekiwań, nie wytłumaczę emocji, przekażę to, co istotne, a ty zdecydujesz co z tym zrobić i czy w ogóle podejmować jakiekolwiek kroki. Nie ubiorę kolejnych masek, nie uśmiechnę się na zawołanie i nie przytaknę, bo tak to lubisz… Nie będę malowaną, śliczną laleczką, która w swej kruchości potrzebuje, nie będę też spełnionym marzeniem, które bliskie jest perfekcji i nie będę wysłuchiwać kolejnych nużących wykładów o tym, jak to zawsze i powszechnie nie mam racji. Wiem już, że mam te same zagwozdki co ty, tylko różnica między nami polega na tym, że ja potrafię rozłożyć je na czynniki pierwsze i pozbyć się tych, które sprawiają, że cała potrawa jest zdrowo przesolona, być może o te wylane łzy. Chyba dojrzałam, chyba najwyższa pora, chwycić za kierownicę i zostawić resztę za sobą.