Podziel się tym artykułem
Władza w mniemaniu wielu czerpie z siły, przewyższania innych, lepszej orientacji w temacie czy przestrzeni… Jednak nic bardziej mylnego, rzeczywistość jest zgoła inna, gdyż władza karmi się strachem, słabością, wmawianiu „ofiarom”, że nie mają żadnych praw, że ich życie należy do danej jednostki i że bez niej oni nie istnieją… Ofiara mocno wierzy, że jej kat ma nad nią władzę absolutną i że zmiana jej losu zależy tylko od niego. Kat zakłada pętle na szyję ofiary, by nie tylko ją zaciskać, ale i skracać jej zasięg, krok po kroku zabiera jej wszystko, prawo do ciała, do swobodnej wypowiedzi, do marzeń, do kontaktów rodzinnych, a nawet przypadkowych, do zakładania na siebie ulubionej sukienki i do posiadania złudzeń, kat trzyma życie swojej ofiary w garści, bo ofiara daje na to nieme przyzwolenie…
Widziałam jej zapuchnięte od płaczu oczy, jej opadające od smutku kąciki ust i przebarwienia przebijające przez cienką skórę, które świadczyć mogły o tym, że jej życie nie jest pasmem szczęścia, sukcesów i spełnionych marzeń. Chciałam jej pomóc, ale jak pomóc komuś kto tego nie chce, tego unika i boi się konsekwencji wyciągniętej w geście pomocy dłoni? Żyła z dnia na dzień pod pręgierzem narzuconych z góry obowiązków, bez przywilejów, niekochana, tłamszona, zastraszana i pozbawiona wszelkich praw, a mimo to nawet nie próbowała tego zmienić ze strachu, że będzie gorzej. Co więcej broniła go, z jakiegoś powodu nie chciała, by stała się mu jakakolwiek krzywda… Może jeszcze go kochała, może bała się zostać sama, może nie wiedziała co ją czeka bez niego, bardziej bała się tego co nieznane niż rutynowego lania o poranku.
Próbowałam się wtrącić, stanęłam w jej obronie, po czym usłyszałam, że to jego sprawa kogo on bije. Kiedyś ją wybrał i od tej pory traktował jak worek treningowy, w jego mniemaniu wiążąc się z nią wykupił stały karnet i nic innym do tego. Jego bezczelność wcale mnie nie zaskoczyła, natomiast jej przyzwolenie na to, wstawienie się za nim, że to jej mąż, że to ich sprawa, że nikt nie ma prawa go osądzać zbiło mnie z tropu… Zastanawiałam się później czy to bezsilność i strach czy już głupota i naiwność… Bo jak można przyklaskiwać kolejnym ciosom, jak można stawać po stronie człowieka, który za nic ma sobie uczucia zdawać by się mogło najważniejszej dla niego osoby, za nic ma jej ból, strach i robi wszystko, by wdeptać ją w ziemię? Co jakiś czas ją widywałam, raz z tęczowym siniakiem pod okiem, raz z rozciętą wargą, czasem z poszarpaną sukienką, jeden raz nawet ze złamaną ręką, gdy bardziej go poniosło… Powinnam powiedzieć, że było mi jej żal, ale to byłoby kłamstwo, bo pomimo zaoferowanej jej pomocy ona nie zechciała jej przyjąć, ze strachu przed zmianą na pewno nie na gorsze postanowiła nic nie robić i żyć w tym bajorku przemocy, złudzeń, że może będzie lepiej, bo Pan i Władca właśnie ma za sobą lepszy dzień. Skoro ona postanowiła się na to zgadzać, to dlaczego ja lub ktokolwiek inny ma z tym walczyć?