Podziel się tym artykułem
Sprawy się kończą, etapy zamykają, ludzie znikają, ale są takie odczucia, takie lęki i takie wyobrażenia, których trudno się pozbyć pomimo ogromnych chęci i podjętych prób. Są takie demony, które raz stworzone nie potrafią położyć się do snu i bez końca przypominają o swoim istnieniu. Taka obecność, z którą trudno się pożegnać bardzo uwiera w codziennym życiu, nie pozwala zapomnieć, pozostawić błahych spraw samych sobie, by zaznać trochę spokoju, nie pozwala pozbyć się myśli, że to, co było, znów się powtórzy i nie uda nam się już z tego podnieść. Ona bała się swoich demonów, a właściwie nadal się boi, bo nigdy nie wie kiedy przyjdzie jej się z nimi zmierzyć, nigdy nie wie do czego tym razem doprowadzą i jak ona na ich ponowne przybycie zareaguje.
Ona nie radzi sobie z nimi, nie potrafi stawić im czoła, a same demony przybierają bardzo różne formy… Są codziennym strachem o to, czy za moment cała misternie zbudowana konstrukcja nie rozsypie się jak domek z kart… Są momentami szczęścia, w których nadchodzi wątpliwość, czy to może trwać? Są ludźmi, którzy władają jej sercem, zadaje sobie więc pytanie, czy aby na pewno zostaną? Są brakiem pewności i bólem osamotnienia… Są chwilami, gdy wydaje nam się, że nie ma już ucieczki z tej matni przyzwyczajeń, wymówek i wyuczonych zachowań… Są bolesnym wspomnieniem tego, co było i przypomnieniem, że tak może być znowu… Są kłótnią o najdrobniejszy szczegół, przez którą w głowie rodzą się kolejne myśli, co będzie dalej? Są samotnością w swym świecie zamkniętych drzwi i stałych krat… Są wiedzą, którą gdy raz się nabyło trudno się pozbyć, bo ona już jest… Są strachem, że straci się poczucie bezpieczeństwa tak mozolnie budowane, zaufanie z takim trudem zdobywane, szczęście, które tak kurczowo trzyma się w zaciśniętej dłoni, wszystkie barwy, które kolekcjonowało się przez te wspólne momenty, są strachem, że codzienność zniknie i już nigdy nie wróci…
Ona zbyt często się boi, za często zadaje sobie pytania, które nawet nie powinny pojawiać się w jej głowie, ale gdy widzi zachowania podobne, gdy słyszy znajome zdania, nawet wypowiedziane z inną intencją, nie potrafi zaznać spokoju. Ciągle szuka potwierdzenia, że to, co złe musi wrócić, bo przecież nie istnieje realna możliwość, by nagle wszystko jakoś się ułożyło, nabrało sensu i po prostu biegło do przodu…
Nikt tak intensywnie nie wbija się w umysł jak drugi, najbliższy człowiek, nikt tak skutecznie nie pozbawia nas wstydu i nie czyni bezbronnymi jak właśnie on, nikt nie potrafi tak dobitnie zranić i potwierdzić naszego zdania, nikt nie uczy tak kochać i nienawidzieć, nikt tak dokładnie nie odziera z marzeń, pragnień i ciszy jak ten najbliższy źle dopasowany, nikt nie wyrywa się w pamięci z taką dokładnością, precyzją i kunsztem jak ten jeden jedyny, który może zniszczyć życie, które z taką wiarą i siłą się budowało.
W jej przypadku skrajność zabija, bo ze szczęścia i euforycznego zapomnienia przechodzi w złość i nadmierne szlochanie, bo trudno jej znaleźć stany pośrednie, bo trudno jest iść prosto bez zbaczania ze ścieżki, trudno jej uwierzyć i wytatuować sobie w swej mentalnej perfekcji, że może być po prostu zwyczajnie, normalnie, pomocnie. Trudno jej uwierzyć, że obecność może być ot tak po prostu, a nie w zamian za coś, trudno jej przestać płakać przy zwykłych potknięciach, gdyż wie, że za chwile na głowę mogą spaść tony głazów, które przytłoczą ją swym ciężarem i znowu będzie musiała walczyć o każdy oddech, o siłę, by je podnieść, o zabliźnienie ran.
Trudno jej, ale wie, że warto czasem powalczyć z własnymi demonami, by zrobić odrobinę miejsca dla aniołów, które przecież też krążą gdzieś obok.