Podziel się tym artykułem
Lubimy wyobrażać sobie idealną perspektywę, perfekcyjne uczucie, które nas uskrzydla, inspiruje, satysfakcjonuje i ogólnie sprawia, że wszystko w nas śpiewa, nic nas nie uwiera i jest pięknie… Ale co w sytuacji, gdy idealne wyobrażanie staje się rzeczywistością? Co, gdy na swej drodze spotykamy człowieka wyjątkowego, który czyta w nas jak w otwartej księdze, który zachowuje zimną krew przy jednoczesnym rozpalaniu wszystkiego wokół do czerwoności? Co, gdy los stawia na naszej drodze miłość naszego życia, daje szansę jej posmakować i pozwala zniknąć, bo tak naprawdę nigdy do nas nie należała? Taką miłość trzeba przyjąć i rozkoszować się nią dopóki trwa… Bo ta prawdziwa nigdy nie odchodzi, zostaje na zawsze, tworzy wieczne wspomnienia i niezapomniane doznania, nawet dla tych krótkich, ale znaczących chwil warto się o nią w życiu potknąć.
To nie było banalne, ich spojrzenia nie spotkały się na ulicy, przeciwnie, długo krążyli wokół siebie, jak dwie niemal identyczne planety, które boją się reakcji jaką wywoła ich spotkanie niosące ze sobą coś więcej niż zwyczajowe „dzień dobry”. Są „byty”, które raz wprowadzone w ruch nie potrafią i nie chcą się zatrzymać, bo ciągłość ich oddziaływania, ciąg wydarzeń sprawiają, że ich oddechy ciągle są w biegu. Połączyło ich wszystko co możliwe… Pasja, praca, namiętność i prawdziwa przyjaźń, rozdzieliła obietnica złożona dawno temu, komu innemu, poczucie przyzwoitości, innej miłości, szacunku, tego co należy, co trzeba i czego złamać nie można. Ale sam fakt przeżycia czegoś, co przeciętnemu człowiekowi nie dane będzie nigdy jest jak szansa trafienia głównej wygranej w loterii życia, w swych znamionach bezcenne. Bo ile osób może powiedzieć: kochałem naprawdę, pożądałam prawdziwie, pragnęłam całą sobą, oddałem się w najdrobniejszym szczególe? Niewiele, prawdziwe uczucia mają to do siebie, że są rzadkością i zdarzają się wtedy, gdy w ogóle się ich nie spodziewamy… Są nieplanowane, twórcze, płonące ogniem niemożliwych do policzenia pragnień, są tym, czego w skrytości szukamy, ale o czym nie mówimy głośno, bo przecież to tak nierealne, więc i wypowiadanie tego na głos byłoby absurdalne…
Ich miłość nie wygasła, bo z „prawdziwą” jest tak, że nie umiera, nie odchodzi, tylko przesuwa się na inny plan, zostaje w pamięci komórek i robi miejsce innej, być może równie prawdziwej, równie mocnej, być może tak samo, chociaż inaczej pięknej. Dla nich wieczność zawsze była kpiną, bo oni czerpali z każdej sekundy, spijali z siebie każde słowo, karmili się namiętnością, żyli wiedząc, że koniec nadejdzie, ale nawet przez chwilę o nim nie pomyśleli. Rozdzielili się, jak przystało na dwie planety, przecież wiecznie nie mogli krążyć wokół własnych osi, system zostałby zaburzony, a oni dla prywatnej satysfakcji nie mogli niszczyć wszystkiego wokół. Jednak wszechświat zapisał ich historię, by w chwilach, gdy poddaliby w wątpliwość czy to była jawa czy najpiękniejszy w życiu sen, wiedzieli, że tego doświadczyli, że byli tego częścią i że nikt im tego nie odbierze.
Życie to ulotna chwila… Suma naszych pragnień, marzeń, planów, odhaczanych na szybkiego punktów dnia codziennego… To nasze oddechy, rytuały, myśli, uczucia, chwile zniechęcenia i budowania przyszłości… To niepewne jutro i ciągła walka o te najbardziej wartościowe i „nieskazitelne” momenty, to nasze dzisiaj, w którym planujemy całą wieczność nie wiedząc kiedy pojawią się punkty przecinające jawę, sen i inną rzeczywistość. Dlatego też pozwalanie sobie na słabości, na prawdziwe przeżywanie jest nie tylko ludzkie, ale i bezcenne. Szukanie uczuć, dla których wieczność to za mało może być nie tylko sensem życia, ale i samospełniającą się przepowiednią, do której dokładamy swoje unikalne karty. Poza tym w życiu każdego są takie momenty, w których naprawdę można przestać myśleć, warto sobie na nie czasem pozwolić, bo ich się nie zapomina, a pamięć jest wieczna.