Podziel się tym artykułem
Twoja trudna do opisania siła, którą wokół mnie roztaczałeś, dzięki, której trzymałeś mnie na smyczy jak bezbronnego pieska, który tylko skomle o uwagę zniknęła, gdy w pewnym momencie dotarło do mnie, że… Ty nie jesteś silny, ty jesteś słabszy ode mnie, bo stwarzasz tylko pozory krzycząc, dominując i wmawiając, że bez ciebie jestem nic nie znaczącym punktem na mapie życiowych porażek. Ty nie potrafisz działać, jedynie rzucasz nic nieznaczące słowa, które gdy się w nie wsłuchać i nad nimi zastanowić są zlepkiem przypadkowych emocji i myśli. Ty nie chcesz niczyjego dobra, skupiasz się tylko na tym, by to tobie było wygodnie, przyjemnie i bezproblemowo.
Roztaczanie wokół aury wyjątkowości było twoją specjalnością, potrafiłeś wmawiać i utwierdzać w przekonaniu, że nic lepszego mnie nie spotka, że zostawiając cię nie tylko stracę najlepsze co mi się w życiu przydarzyło, ale i nigdy nie zasmakuje czym jest szczęście i prawdziwa „miłość”. Długo żyłam w tym marazmie uczuć i przeświadczeniu, że jesteś najlepszym co mogło mi się przydarzyć, długo wmawiałam sobie intensywnie i z pełnym przekonaniem, że jesteś spełnieniem moich marzeń, długo powtarzałam sobie, że jestem szczęśliwa codziennie płacząc w samotności, bo ty nie miałeś czasu po prostu na mnie.
Prosiłam, błagałam, upokarzałam się, a ty im bardziej byłam uległa i oddana mocniej odrzucałeś, odsuwałeś się na bezpieczną odległość i zamykałeś w swojej przestrzeni przyzwyczajeń, sympatii i wrażeń. Twój czas był ograniczony jedynie dla mnie, to ja musiałam się dostosować, to ja musiałam czekać, to ja musiałam rozumieć i prosić o wybaczenie, bo ty byłeś tym, który włada naszym „wspólnym” życiem. Boleśnie było się przekonać o tym, że nic dla ciebie nie znaczę, po prostu byłam wygodną opcją, którą można było zaprogramować według własnych zasad. Dopasowywałeś mnie jak każdy inny szczegół w swoim życiu, by żadna chwila nie była wymagająca, uciążliwa czy nie na miejscu.
Nigdy nie rozmawialiśmy szczerze, ty tylko mówiłeś, że ja nie potrafię cię zrozumieć, nie umiem kochać i tak naprawdę nigdy mi na tobie nie zależało. Umiejętność wzbudzania we mnie poczucia winy opanowałeś do perfekcji. Bez mrugnięcia okiem wprowadzałeś do naszego otoczenia mur manipulacji, który z każdym dniem rozrastał się bardziej, by z czasem otoczyć moje życie w całości. Patrzyłam na świat spod zamglonych oczu, których kolor był nienaturalnie przeszklony wylanymi łzami. Ale na ciebie żadna łza nie działała, wręcz przeciwnie, bawiły cię, uznawałeś je za oznakę mojej słabości i wychodziłeś, bo w życiu jak sam twierdziłeś nie potrzebowałeś dramatów.
Byłam dla ciebie zlepkiem nieistotnych historii, niepoukładanych i zbyt gwałtownych emocji, niekończącymi się wymaganiami i pretensjami i męczącym jutrem, a jednak nie pozwalałeś mi odejść, bo wygoda z nawigowania moją podróżą była dla ciebie ważniejsza i niezwykle kusząca. Tak, czułam się zraniona, tak, dotknęło mnie to, że nigdy nie byłam dla ciebie nikim znaczącym, tak zrozumiałam, że z twojej strony nigdy nie będę mogła liczyć na prawdę, opiekę, zrozumienie czy ciepło. Nie pogodziłam się z tym, natomiast w pewnej sekundzie poczułam, że jeśli zostanę to całkiem zagubię siebie.
Teraz tylko zastanawiam się co czujesz, gdy już wiesz, że więcej mnie nie zobaczysz, co myślisz mając świadomość, że już nigdy nie wykonam twojego polecenia, jak bardzo żałujesz, że smycz twoich manipulacji została przerwana? Wiem, że nie potrafisz tego zrozumieć, wiem, że złość wzbiera w tobie jak nacierające na brzeg wody oceanu, które muszą znaleźć gdzieś swoje ujście. Wiem, że się tego nie spodziewałeś, pewność, że zostanę na zawsze w twojej pełnej złudzeń i zamkniętych okien bańce była wręcz powalająca, ale rozprysnęła się o moje przebudzenie.