Podziel się tym artykułem
Poczułam, że spadam, że to ten moment, w którym lina przestaje mnie utrzymywać, że przeciera się i w końcu spadnę… I poczułam ulgę! Nie spodziewałam się, że stracę kontrolę, że nagle zacznę spadać i że ty się do tego przyczynisz, ale czasem dobrze jest odpuścić, na chwilę się zapomnieć, oczyścić umysł i po prostu być tu i teraz!
Nie potrafiłam oddać władzy, ciągle wzbraniając się przed tym, by ktoś przejął coś, co było zarezerwowane tylko dla moich myśli, dla prywatnych działań, zawodowych wyzwań. Nie potrafiłam powiedzieć jest mi trudno, nie daje rady, potrzebuję wsparcia. Zawsze sama sterowałam swoim statkiem, nie dopuszczając nikogo na tyle blisko, by mógł popsuć cokolwiek w świetnie działającej maszynerii i precyzyjnie opracowanym planie. Oddanie kontroli było jednym z najboleśniejszych doświadczeń w moim życiu, ponieważ…
Ponieważ musiałam przyznać, że dobrze jest wesprzeć się na czyimś ramieniu, a nie używać jedynie swoich jak masztów, bez których statek mojego życia nie popłynie w wyznaczonym kierunku. Ponieważ dowiedziałam się, że poprosić o pomoc to nie powód do wstydu ani okazanie słabości, to wymaga odwagi i wielkiej siły woli, na którą stać niewielu, bo zdecydowana większość nie lubi spadać, tracąc w swym mniemaniu na znaczeniu. Ponieważ czasem trzeba upaść, inaczej w jaki sposób mielibyśmy wstać? W jaki sposób podnoszenie miałoby się odbywać, jak zdalibyśmy sobie sprawę, że potrafimy, że możemy, że wbrew powszechnej opinii stajemy się wielcy? Ponieważ nie lubiłam tracić kontroli, czułam się bez trzymania liny swojego życia krucha, naga, odarta z mojej władzy, nie pomyślałam, że oddając ją na moment w inne ręce, moje zmęczone od zaciskania jej dłonie odpoczną, a mój pracujący na pełnych obrotach umysł mi za to podziękuje. Ponieważ pozwoliłam sobie na spokojny, wyważony oddech, który wie, że ma do przebiegnięcia maraton, ale ma też świadomość, że może zacząć od truchtu. Ponieważ zakochałam się w partnerstwie, które daje swobodę i pewność, że zawsze ma się z kim poprowadzić dialog, że monolog nie jest jedyną formą ekspresji w wyrażaniu emocji i myśli, że można więcej, szybciej, dokładniej i efektywniej. Ponieważ ból, który się narodził podczas tego doświadczenia był narodzeniem się nowej wersji, początkiem, którego nawet nie wiedziałam, że potrzebowałam jak tlenu do życia.
Nie zdajemy sobie sprawy, że tworzenie silnego, zewnętrznego pancerza nie chroni nas tylko odbiera szansę na przeżywanie życia. Nie sprawia, że nie cierpimy, tylko to cierpnie ukrywa pod grubą warstwą przyzwyczajeń i schematów. Nie pozwala poznawać nowego, tylko zamyka w tym, co już znane i bezpieczne. Nie ułatwia codzienności, tylko ją spłyca, bo tworzy ją bezuczuciową, wysuszoną jak pustynię i bezowocną, która na nic już nie czeka. Nie uczy, a trzyma w sztywnych ramach, tak, by żadne nowe stwierdzenie, równianie czy myśl nie miały szansy się przecisnąć. Zamyka w iluzji, że tak jest lepiej, że pewniej, że spokojniej, wyjaławiając jednocześnie z wszystkiego, co jest „jakieś”. Tłumi zmysły, intencje, pragnienia, myśli, emocje i barwy wokół pozostawiając jedynie słupki obliczeniowe, wypowiedziane słowa, suche fakty, wyraziste poglądy, rozsądne podejście i szarości, które wyobcowują tak skutecznie, że czasem trudno jest powrócić do blasku słońca, kolorów tęczy czy magii wspólnego poranka.
Straciłam kontrolę, ale… Czuję się z tym szczęśliwa, wolna, prawdziwa i spokojna jak nigdy dotąd. A Ty kiedy pozwolisz sobie na jej utratę?