Podziel się tym artykułem
Kradzież boli, bo bezpośrednio łączy się z utratą czegoś co jest być może dla nas ważne, być może zdobyte po wielu trudach, ale przede wszystkim boli dlatego, bo ktoś przywłaszcza sobie coś co po prostu jest nasze, bez względu na to jaką ma wartość. Gdy kradzieży dopuszcza się bliska osoba nie potrafimy sobie tego poukładać w głowie, zastanawiamy się gdzie popełniliśmy błąd, jakie sygnały nie zostały przez nas dostrzeżone albo zignorowane, głowimy się czy można było temu zapobiec.
Często zaślepieni uczuciem, zdominowani wyobrażeniami o idealnym partnerze nie widzimy tego, co widoczne gołym okiem, nie słyszymy tego, co do nas krzyczy nie tylko głośno, ale i wyraźnie… Dlaczego tak jest? Zapewne dlatego, że łakniemy szczęścia jak powietrza i zdarza się, że przymykamy oko na to, czego przy pełnej jasności umysłu byśmy nie znieśli. Ta kobieta była zakochana, całkowicie i w pełni oddana, nie pozwalała, by o jej ukochanym wydawać sądy, by kategorycznie go oskarżać, by wytykać mu błędy. Broniła go jak niepodległości, do ostatniej kropli krwi. A on ją zwyczajnie okradał, z wszystkiego co miała, z najcenniejszych chwil, wspomnień, dóbr, z najpiękniejszych uczuć…
Bezceremonialnie okradał ją z pozytywnych odczuć, chwil, wyładowując swój gniew i frustracje na tej drobnej istocie, gdy próbowałam skłonić ją do tego, by otworzyła oczy i zobaczyła ile agresji jest w tej relacji, odpowiadała, że przesadzam, że ma trudny czas w pracy, że on taki nie jest… Zabierał jej własne zdanie, samodzielny osąd i prywatne myśli, jak ława przysięgłych, która patrzy i każe milczeć, gdy czytany jest werdykt. Napełniał ją toksyną, jednocześnie wypompowując z niej wszystkie pierwiastki odpowiadające za szczęście, uśmiech, beztroskę i marzenia… Z jej twarzy zmazywał szczęście, by bawić się w czarodzieja łez, smutku i odtrącenia… Okradał ją z równowagi, zabierał tak potrzebny balans, nierzadko pozwalał na złapanie oddechu przy jednoczesnym zakazie wydechu, rzucał ją z jednej skrajności w drugą nie pytając czy jej się to podoba, bo wiedział, że i tak nie jest w stanie odejść. Przy nim zapomniała o słowie satysfakcja, o dotrzymywanych obietnicach, skrojonych na miarę uczuciach czy pewnych inwestycjach. Wykradał jej chwile prywatnych przyjemności, pieczołowicie kompletowanych w notesie planów i spokoju myśli… Wykradł jej odrębność, zmanipulował do granic możliwości jej działania, zatruł przestrzeń, odebrał przynależność, usunął grunt spod nóg, zabił w niej tożsamość, zamazał ego, wymazał myśli, prawdziwe uczucia, chęci i pozostawił bezwładną, całkowicie poddaną jego woli… Wmówił jej, że bez niego nie istnieje, że jego uczucie jest jej potrzebne i że bez niego nie jest kompletna, a ona uwierzyła i pozwoliła na kradzież siebie, kawałek po kawałku.
Zastanawiające jest jedno, po co kobiecie facet, który jest tylko posągiem, który w najlepszym razie tylko wygląda, który zamiast pozwolić się kobiecie rozwijać zabija w niej ducha, indywidualizm i chęć podbijania świata? Jeśli przyzwolisz na kradzież będzie się ona zdarzała, bo dajesz zielone światło złodziejowi, jeśli natomiast go odetniesz, zastanowi się czy warto ryzykować karę i utratę czegoś cenniejszego, być może wolności, być może spokoju, a być może złudnej pewności siebie. Nie daj się okradać, są na świecie mężczyźni, którzy nigdy niczego nie ukradli, a cennych darów złożyli setki. Dobry złodziej tworzy ułudę ruchu, fatamorganę zdarzeń, kreuję rzeczywistość i pięknymi słowami lub kłamliwymi oskarżeniami w zależności od potrzeby roztacza przed tobą cudowny ogród wypełniony barwami i zapachami lub tworzy huragan, który niszczy wszystko co napotka na swojej drodze.