Podziel się tym artykułem
Odnotowałam ostatnio znaczny wzrost popytu i spore zapotrzebowanie na niezadowolenie, na zachmurzone spojrzenie i bycie nadąsanym, jakby taka postawa miała zdziałać cuda i podnieść czyjąkolwiek wartość rynkową. Co więcej im intensywniej próbujemy coś wymusić, im skuteczniej działamy w dziale „czemu nie jest tak, jak ja chcę”, tym dosadniej przedstawiamy swoje stanowisko nieugiętej harpii, której dla własnego zdrowia psychicznego większość będzie unikać, a aplikacja takiego osobnika nie będzie wskazywana w zaleceniu zbyt często.
Zaczęłam od końca, ale czy nie jest tak, że przesadnie narzekamy, że wydaje nam się, że już nie damy rady, że za chwilę wybuchniemy, że pogryziemy, ale szkoda nam jednak śnieżnobiałego szkliwa i świeżo pomalowanych na krwistą czerwień ust? Czy nie jest tak, że czasem automatycznie, jak zaprogramowani szukamy przysłowiowej dziury w całym i nawet gdyby ten często niewinny partner faktycznie był nieskazitelny my i tak odnajdziemy skazę?
Może za często narzekam na twoje niedoskonałości, być może nie zawsze doceniam to, co mam, zdarza się, że nie potrafię powstrzymać kąśliwej uwagi, która z szybkością wystrzeliwanych maszynowo pocisków rani i rozszarpuje drobne tkanki. Zbyt często krytykuję i narzekam, a za rzadko doceniam i obdarzam przyjemnością zwykłego bycia. Znasz to? Myślę, że nad wyraz dobrze! Szukasz szczęścia, a gdy je już odnajdziesz nadal szukasz tylko niuansów potwierdzających to, że doskonałość nie istnieje, a wydawało ci się, że jej istnienie jest co najmniej pewne. Narzekanie bywa zaraźliwe, łapiesz je jak wirusa, który krąży wokół i tylko czyha, by dostać się do wybranego organizmu, wcale nie zastanawia się nad tym, jak go spustoszy i czy cokolwiek po jego przejściu pozostanie. Narzekanie może nie niszczy dogłębnie, ale tworzy mnóstwo dziur, które likwidują gładką powierzchnię naszych wymyślonych scenariuszy. A my nie lubimy wybojów.
Chyba za często narzekam na twoje niedociągnięcia, na twoje pojedyncze urazy i nieprzemyślane sytuacje, które tworzą gafy, a ty przecież w gruncie rzeczy jesteś dobrym człowiekiem, takim, z którym nawet najdrobniejsza chwila smakuje jak ta wyjątkowa. Może to banalne, ale w potoku narzekania i zagubienia, w chronicznym przemęczeniu zapominamy czasem, że poza niechęcią i zależnościami istnieje coś więcej… Banały, momenty i małe radości, niby niewiele, a tworzy całość, której przecież tak szukamy.
Chcemy przy kimś zasypiać, ale gdy już jesteśmy blisko siebie nie zawsze potrafimy zasnąć, narzekając na to, że co chwilę coś nas uwiera, szukamy wtedy wygody samotności. Chcemy o poranku zaparzyć dwa kubki kawy, ale już nie do końca odpowiada nam, że oba musimy umyć i odstawić do szafki. Chcemy obecności jednocześnie tęsknym wzrokiem sięgając za horyzont samotności. Chcemy być z kimś, ale gdy tylko nadarzy się okazja krzywo spoglądamy na każde potknięcie. Chcemy dzielić się planami, radościami, myślami, przy jednoczesnym tworzeniu tajemnic. Chcemy komfortu w pojedynkę, ale i wygody podwójnego dobierania.
Tak naprawdę całe to zamieszanie wynika z tego, że nie zawsze czytasz w myślach, że nie zawsze rozumiesz, że padam na twarz i niedowidzę, że nie potrafisz zamilknąć w tym i tak wszechobecnym chaosie komunikacyjnym, że stoisz akurat tam, gdzie ja chcę mieć wolną przestrzeń, że uśmiechasz się nie tym wyrazem twarzy co trzeba i że nie rozumiesz, że jak nie mam siły to nie mam, a nie że jeszcze coś z siebie wykrzesam.