Podziel się tym artykułem
Są takie sytuacje, sprawy, tematy, gdy człowiek jest w pełni przekonany, że nie tego chce, że nie poczuje płynącego z tego spokoju i w ogóle jego stan tylko się pogorszy. Mniej skomplikowani w tej materii są mężczyźni, być może dlatego, że trudniej przychodzi im werbalizacja bardziej złożonych emocji, myśli czy pragnień, ale kobieta, gdy już się ją przyciśnie do muru potrafi przekazać drugiej stronie prawdziwy manifest.
Dlatego powtarzam, że nie chcę być tylko częścią twojego życia, skrawkiem na mapie twoich zobowiązań, planów, rozterek czy pasji…
Nie chcę być błyszczącym dodatkiem do reszty cekinów przy twoim płaszczu ze stali, który odporny jest na wszelkie bodźce, emocje czy słowa prawdy, a nierzadko i rozgoryczenia…
Nie chce być czymś nie pasującym do całości, takim fragmentem, który wciska się na siłę w dane miejsce, podczas, gdy już na starcie wiadomo, że nigdy nie będzie pasował idealnie…
Nie chcę być obok ciebie tylko wtedy, gdy płonie pożar i gdy ty jesteś w środku ognia prosząc o ratunek…
Nie chcę być twoim plastrem na rany, leczyć cię z lęków, frustracji i niepewności…
Nie chcę być twoim spełnionym snem, podczas, gdy ty nawet na jawie nie potrafisz poradzić sobie tak jak trzeba…
Nie chcę być ciężarem, miałam być lekkością twojego bytu, miałam być tym, co pozwala ci się unieść wysoko i co nigdy nie pozwoli spaść ci w dół…
Nie chcę płakać nocami, gdy nikt nie widzi, zastanawiając się co zrobiłam źle, dlaczego nie jestem warta twojej obecności i co ewentualnie mogłabym jeszcze zmienić, byś był bliżej…
Nie chcę być książką, której lekturę ciągle odkłada się na później, co jakiś czas z nudów patrząc tylko na okładkę, która przecież niewiele mówi i wcale nie działa na wyobraźnię tak, jak powinna…
Nie chcę byś czuł przymus istnienia, rozmowy, bycia, kochania, jaki to ma sens, jeśli nie robisz tego sam z siebie…
Nie chcę byś mnie omijał w swoich planach, byś przypominał sobie o mnie w okolicznościach dla ciebie sprzyjających…
Nie chcę tych wszystkich przytłaczających uczuć, które ranią, zapadają w pamięć i nie pozwalają na wyciszenie…
Wiem jednak czego chcę! Chcę być ważna i potrzebna, chcę wiedzieć, że robisz coś, bo chcesz, a nie czujesz się postawiony pod ścianą i zmuszony do działania…
Chcę się uśmiechać z byle powodu, bo smutek nie jest tym, czego pragnę w swoim życiu…
Chcę być szczęśliwa tak po prostu, czasem finezyjnie, czasem w oparciu o prostotę, czasem nieprzewidywalnie, ale chcę to czuć, nie w każdej sekundzie, ale każdego dnia…
Chcę dzielić z tobą ważne momenty, pasje, które we mnie płoną, sytuacje, które miały miejsce…
Chcę czuć się najważniejsza na świecie, bo taka jest moja rola od zarania dziejów…
Chcę stworzyć z tobą dom, coś na kształt przystani, w której po męczącym dniu cumują wszystkie zarejestrowane pod jej adresem statki…
Chcę o poranku popatrzeć na śpiącą obok postać i mieć pełną świadomość, że była to trafna decyzja…
Chcę spełnionych marzeń, bo to nie prawda, że są one tylko oderwaną od rzeczywistości marą, wbitą do głowy przez naiwność i niczym nie podparte pragnienia…
Chcę czegoś więcej w tej codzienności i chwilach, które mijają, bo przeciekanie przez palce nie jest tym, czego szukam…
Chcę ciebie z twoimi kaprysami i troskami, z twoimi radościami i figlarnymi iskrami, ciebie w twoich prawdziwych emocjach i odczuciach, które chowasz głęboko przed całym światem…
Chcę byś pomagał ogarniać mi moją przestrzeń, w której egzystuję, bo nie zawsze w natłoku spraw, myśli i zmęczenia jestem w stanie zrobić to sama…
Chcę ciepła, ale i euforii czy odrobiny adrenaliny, gdy wydaje nam się, że nic już się nie wydarzy…
Chcę kolorów, a nie ciągle przekazywanych mi w darze szarości, które mają dać mi nadzieję na wyjście słońca…
Chcę ciebie, nas, prawdziwości, wierności, lojalności i dziwnie pojętej stabilności w byciu, zeznaniach i uczuciach…
Chcę dzielić z tobą poglądy, słowa i niekoniecznie zgodne dygresje, chcę trochę przekomarzań, a trochę zgody, tej naturalności…
Chcę iskier, które nie wypalają się po dobiciu do pewnego etapu, ale jedynie modyfikują swoją formę…
Spędzenie z kimś życia, ciągłe przepychanki czy codzienne wsparcie są tym, czego większość z nas szuka, jedni są tego świadomi, inni z tym walczą w imię idei: dobrze mi w pojedynkę. Owszem, samemu łatwiej zaplanować strategię, ale wdrożyć ją w życie z każdym jej najdrobniejszym trybikiem już takie proste i przyjemne nie jest. Pytanie jak długo chcesz próbować złożyć wszystkie kawałki układanki sam w imię tylko tobie znanej wolności.