Podziel się tym artykułem
Ciekawe ile dusz cierpi w odmętach samotności, której znakiem rozpoznawczym jest fakt, iż są same, ale tylko dlatego, że jeszcze nikt nie wypuścił ich ze swojej mentalnej pułapki? Ciekawe dlaczego tak łatwo dajemy się łapać na prośby, obietnice, zapewnienia, być może właśnie dlatego, że tak łakniemy być dla kogoś tym kimś, że zapominamy, że dla siebie też musimy coś znaczyć. Tak często zamykamy oczy, by na nowo przywołać rozmazujący się już w swoich konturach obraz poczucia bliskości, spokoju, bezpieczeństwa, że zapominamy o tym, że to z otwartymi oczami jesteśmy w stanie dostrzec przeszkodę.
Taki spragniony obecności obiekt często zakłada kolorowe okulary, by nie widzieć tych szarych i niewyraźnych rys, które szpecą wizerunek. Często przymyka oczy, by mieć ograniczone pole widzenia. Często tłumaczy sobie nawet to, co niewytłumaczalne, czeka nawet jeśli jej czas już dawno minął, bo może on zmieni zdanie. Wyobraź sobie scenkę przedstawiającą pierwszą miłość, pojawia się ona na świecie, jest taka nieobyta, zagubiona, a tym samym skupiona na obiekcie, który przez ten gąszcz niewiadomych ma ją przeprowadzić. Z czasem zna tylko ten jeden obraz, wie, że są w nim luki, że nie jest doskonały, że bywa bolesny, upokarzający, a nawet szantażujący, ale trwa, bo przysięgła, bo się zgodziła, bo on prosi. Te jego bluzgi, siła, odzieranie jej z godności, z kobiecości są tak częste, że zjadają tę relację jak nowotwór od środka, powoli, ale doszczętnie. Probuje odejść… Raz, drugi, kolejny, kilka nieudanych prób. Jakby nie miała siły na samodzielne istnienie, a może po prostu boi się tego, co czeka ją po drugiej stronie?
Łatka braku wartości i postrzegania jej jak niepotrzebnego już dokumentu jest bolesna i na długo wyrywa się w jej sposobie patrzenia na siebie…, ale pojawia się ten drugi, a właściwie pierwszy, bo odcięła się od toksyny, postawiła na nowe i dające nadzieję uczucie. Wciągnęło ją jak wir, jak te wszystkie miłostki, które w etapie przejściowym są tymi ostatecznymi, jedynymi, najprawdziwszymi. Dużo jej obiecywał, jeszcze więcej nie dotrzymał. Była dla niego piękna, wartościowa, tylko jakiś wewnętrzny problem w nim samym nie pozwalał na to uczucie. Zniknął, ale nie tak na dobre, jeszcze postanowił o sobie przypominać, zapewniać o uczuciu mimo ciągłej nieobecności, ferował wyroki, jaka to ona jest wyjątkowa, ale sam postawił na tchórzostwo i oszustwo. Bo czym innym nazwać ucieczkę? Brak wyjaśnienia? Niechęć do szczerej rozmowy? I wreszcie zamknięcie rozdziału bez pozostawiania sobie wygodnej, powrotnej furtki?
I ona tak trwa w tym zawieszeniu, czeka ze złamanym życiem, sercem, umysłem, stara się być dobrą przedstawicielką swojej rasy, jednocześnie nie rozumiejąc co się stało, szukając wyjaśnień i winy w sobie. Udoskonala wspomnienie po tobie, bo przecież to ty tchnąłeś w niej ducha kobiecości, zapominając o tym, że jeśli już odejdziesz to na nowo odwiesisz go do nieużywanej zbyt często szafy i znów będzie się na niego kurzyć. Wiesz, że ona zasługuje na szczęście, ba nawet jej to w swej wielkoduszności powtarzasz, gdy już postanowisz przypomnieć o swoim istnieniu, ale tak naprawdę cię nie ma i tylko pozostawiasz jej złudzenia, że to nie koniec. Perfidne zagranie budzić kwiat z zimowego snu, a potem fundować mu mroźne poranki, by nie przetrwał.
Jej pozostało jedynie otworzyć oczy, nie szukać rozgrzanymi emocjami i trudnym do zatrzymania uczuciem, a odrobiną rozsądku, bo przechodzenie z nieodpowiedzialnych i zachłannych rąk w te jedynie składające obietnice to wcale nie wygrana na loterii tylko kolejne puste zagranie, gdy w rękach nie ma się odpowiednich kart, by wygrać. Czekając pozwolisz się niszczyć od środka, to na pewno nie daje ani nadziei, ani siły, ani spokoju, więc skoro on nie potrafi, to ty odetnij tę łączącą cię z dnem kotwicę, będzie ci się łatwiej płynąć do portu. Poza tym warto zdać sobie sprawę z faktu, że on nie zechce pozbyć się kolorowego ptaka ze swojej diamentowej klatki, bo z jakiego powodu miałby rezygnować z piękna, które cieszy jego oczy? To, że będzie żałował ci wolności, pokarmu nie ma dla niego znaczenia, jedyne co się dla niego liczy to twój śpiew i kolorowe, gładkie pióra, które budzą zachwyt… A na ciebie czeka łąka usłana kwiatami, po co ci więc ta zimna klatka?