Podziel się tym artykułem
Moja Najdroższa, pamiętasz, gdy się poznaliśmy powiedziałem Ci, że gdy trafi się na skarb jakim jest nić porozumienia i odrobina fantazji w pakiecie to się nie odpuszcza… Nigdy nie wybaczyłbym sobie, gdybym grę zwaną naszym związkiem, naszym uczuciem i istnieniem odpuścił walkowerem, bo nuda, wewnętrzny marazm czy wszechogarniające lenistwo wzięłyby nade mną górę. Nigdy też nie podarowałbym sobie, że wypuściłem Cię z rąk bez pytania co jeszcze mogę zrobić?
Przypomnij sobie mój uśmiech za każdym razem, gdy Cię widziałem, tak za każdym, bo raz był to delikatny, ledwo zauważalny grymas w kącikach ust, innym razem pełen euforii śmiech, a jeszcze innym ironiczne przytakiwanie, ale jednak w jego towarzystwie… Wróć też pamięcią do momentów, gdy zaskakiwałem Cię codziennością budząc o poranku zapachem twojej ulubionej kawy z dodatkiem tak uwielbianego przez ciebie korzennego syropu, wręczając Ci kwiaty bez okazji, bo te smakowały najlepiej i miały najintensywniejsze barwy i zapachy, zabierając Cię w nieznane, gdy cały świat był jeszcze pogrążony we śnie, wspierając Cię i partycypując w czynnościach w sposób równy i sprawiedliwy, tak, byś nigdy nie poczuła się więźniem rytuałów, które tylko tobie zabierałyby czas. Robiłem co mogłem, byś nigdy nie poczuła się zawiedziona tym, że stanąłem któregoś dnia na twojej drodze, przeciąłem ją i nie pozwoliłem już, by biegła wcześniejszym torem, który tak dobrze znałaś. Myślałem, że masz przy mnie wszystko, czego potrzebujesz, że cała paleta wspomnień wspólnie tworzonych, wrażenia, które pojawiały się w naszym małym świecie czy uczucia, które do siebie żywiliśmy to wystarczy, by przejść razem przez życie. Zastanawiam się co zrobiłem źle, w którym momencie przesadziłem z próbowaniem? W którym momencie powinienem odpuścić, bo ty i tak już nie przywiązywałaś wagi do moich prób, trosk i starań? W którym momencie zacząłem nierealistycznie wierzyć, że da się poskładać w całość coś, co już nią nie było, bo rozpadło się na dwie zupełnie obce połówki?
Wiesz musisz mieć świadomość, że zrobiłem wszystko by Cię nie stracić, że próbowałem, pracowałem i troszczyłem się, ale ty mi tego nie ułatwiałaś ciągle się dąsając, zamykając w sobie i ciągle odchodząc dalej… Nie ułatwiałaś mi tego unikając rozmowy, prowadzenia dialogu, który mógłby rzucić światło na to, co nas łączy lub dzieli… Nie próbowałaś docenić moich prób, bo nawet ich nie dostrzegałaś, co więcej, nie dostrzegałaś mnie…
Czy czuję się zawiedziony, zraniony, opuszczony? Już nie, ale takie uczucia pojawiły się, gdy postanowiłem, że w tym momencie, na tym etapie należy już zostawić świat takim, jakim chciał być… Bo wiesz kochanie? Nie mogłem bez końca pracować za dwójkę, nie mogłem każdego dnia udawać, że jest nas dwoje, gdy żyłem w pojedynkę, nie potrafiłem wzbudzić w sobie pozytywnych emocji, gdy ciebie nie było obok, chociaż fizycznie byłaś na wyciągniecie ręki… Nie chciałem udawać, że wszystko jest dobrze podczas gdy mury naszego wspólnego istnienia pękały pod naporem kłamstw, oddalania się i bycia nie razem, a obok siebie.
Myślałem, że będziesz tą jedyną, że wszystkie małe radości, ogromne problemy czy wspaniałe wyzwania będą naszym wspólnym dziełem i naszą wypracowaną drogą, ale ty postanowiłaś inaczej, na początku nawet mnie o tym nie informując… Tylko dlaczego postanowiłaś, że to nie ma racji bytu? Nie kochałaś mnie? Jeśli tak, to oznacza, że nigdy to uczucie nie zagościło w twoim sercu, bo miłość nie paruje, aż naczynie będzie puste i pozostaną tylko skroplone resztki, miłość nie umiera, gdy dojdzie do pewnego słusznego wieku, miłość nie choruje na chwilowe zachwiania fundamentów, ona zawsze wie, gdzie szukać podstaw, miłość to kolory, których próżno szukać na tęczy, bo ona je z nich okradła, miłość to ta codzienność, o której tyle mówiłaś, codzienne przepychanki i obowiązki wspólnie przeistaczane w rezultaty i osiągnięcia, miłość albo jest prawdziwa, albo nie ma jej wcale!
Patrząc na rezultaty aż trudno wypowiedzieć na głos to, co kołata się w głowie od kiedy nasze drogi się rozeszły… Ty nigdy mnie nie kochałaś, a ja podjąłem tyle prób, by obudzić płomień tego uczucia. I nachodzi mnie refleksja, czy było warto? Czy nie zmarnowałem tego czasu? Odpowiadam sam sobie w przyśpieszeniu, wiem, że nie, bo ja prawdziwie Cię kochałem, całe życie, nawet jeśli zwiąże je z kimś innym będę Cię kochał, bo pamiętam, że to uczucie, to spotkanie i to bycie razem było ważne i budujące. Żal mi przegranej walki, zmarnowanych prób, ale cieszę się, że miałem okazję Cię spotkać, poznać i kochać, sentymentalne, ale taki byłem, czyż nie?