Podziel się tym artykułem
Stało się, doszło do rozstania, dla jednych jest to ulga, dla innych moment nieskończonego cierpienia. Powodów zakończenia relacji może być wiele, ale najważniejszym jest ten, że zdobyło się tą pewność, iż z tym człowiekiem nie chcę się już dłużej być… Wasze drogi się rozeszły, pragnienia nie miały już ze sobą żadnego połączenia, plany biegły w zupełnie innych kierunkach i tak naprawdę nic, a nic was już nie łączyło, byliście tylko sumą wypadków, które z biegiem czasu sami stworzyliście i których konsekwencje ponosiliście. Oczywiście pozostał żal, ale też narodził się jakiś spokój, odczuwaliście ból, ale i ulgę, zraniło was to, że nie wyszło, ale podsumowując bycie osobno jest czymś bardziej budującym niż wasz wspólny świat. Z czasem rodzi się też nadzieja…
Mija czas żałoby, samotne momenty może i nie robią się przytłaczające, ale dostajecie kolejne szanse od losu, kolejni ludzie upominają się o waszą obecność, zainteresowanie, a może i zaangażowanie. Wy jeszcze się bronicie, bo to za szybko, bo to nie wypada, bo co ludzie pomyślą, bo czy to nie będzie błąd, a jak znowu się nie uda? Czy znów zostanę skrzywdzony, czy sytuacje będą się powtarzać, czy ktoś zrozumie przez co przechodziłem do tej pory? Całe mnóstwo pytań kłębi się w głowie i nie daje myślom odpocząć nawet na małą mikrosekundę, bez końca nakręcając kolejne scenariusze, których katastroficzne skutki sprawiają, że odechciewa się jakiegokolwiek działania. I podróż zaczyna się od nowa, znowu iskry, błogie napięcie, niepewność, snucie wizji wspólnych chwil, ale i strach czy to w ogóle ma sens i czy zasłużyłem?
Jak szybko po rozstaniu wypada wejść w nową relację? Czy jest jakiś limit, którego przekroczenie będzie skutkowało powszechnym linczem, niezrozumieniem i napiętnowaniem? Czy jeśli odchodzimy od jednej osoby, to mamy prawo choćby od razu umówić się z inną? Bycie singlem to nie kara, to nie przymus, ani ustanowiony przez kogoś nakaz, ale jednak nie zawsze traktujemy ten status jeśli już jest, z szacunkiem, częściej patrzymy na taką jednostkę z politowaniem lub współczuciem. Status singla, by można nazwać go udanym musi być dobrowolnym wyborem, a nie narzuconą wersją rzeczywistości, bo tak akurat wypada. Rozstanie jednak zostało zatwierdzone, otrzymujesz dzień po zaproszenie na kawę, bez względu na to czy zobowiązującą czy nie, to jeśli masz ochotę, to po prostu idziesz, a nie szukasz społecznego przyzwolenia, akceptacji czy błogosławieństwa.
Kto według ciebie rozdaje karty w twoim życiu, ty czy raczej cała masa specjalistów od zarządzania twoimi uczuciami, planami, pieniędzmi, czasem wolnym czy zobowiązaniami? Kto ma prawo poza tobą decydować o tym, co jest dobre właśnie dla ciebie? Kto otrzymał pozwolenie na to, by rozliczać cię z twoich błędów, prób czy marzeń? Kto może decydować o twoim życiu? Jedynie ty, a tak często dajesz taką możliwość wszystkim otaczającym cię sępom pragnącym jedynie potrzymać nad tobą bat, pomachać kodeksem ostatniego sprawiedliwego i wymierzyć policzek za twoją niesubordynację i pragnienia, które przecież sprzeczne są z kodeksem moralnym tych najświętszych bez żadnej widocznej skazy.
Po rozstaniu nie ma czegoś takiego jak wypada lub nie, rozstajesz się, bo coś ci nie odpowiada i nikomu nic do tego, co po takim rozłamie w swoim życiu zrobisz z dalszą jego częścią. Nikt nie ma prawa określać kim i z kim masz być, co dla ciebie ma być ważne, a co moralne, co właściwe, a co do norm niepasujące, bo niestety, ale obecne normy są tak rozjechane, jak i ta moralność najczystszych po czubki palców zakrytych, by nikt nie zobaczył tej mnogości skaz i śladów po potknięciach na ich ciałach, sercach i sumieniach, które posiadają, ale tylko z nazwy. To komu pozwolisz się trzymać za rękę to tylko twój wybór i twoje prawo bez względu na czas jaki upłynął i okoliczności jakie nastały.