Podziel się tym artykułem
Każdy wiek rządzi się swoimi prawami, jako dzieci mamy większe prawo do głupot, do bezmyślnego zachowania, nie musimy brać odpowiedzialności za swoje czyny, decyzje, które nota bene w znacznej części podejmują za nas dorośli i żyjemy właściwie tak, jak chcemy. Utrzymanie takiego stanu na dłuższą metę nie jest możliwe, bo z biegiem lat, obowiązki się mnożą, coraz większa odpowiedzialność spoczywa na naszych barkach i w końcu to nie rodzice decydują, a my. Jednak jak wiemy z historii przeróżnych, jest wiele przypadków pokazujących jasno i wyraźnie, że osoba uznawana za dorosłą taką stać się w pełni nie chce, nie zamierza, unika wręcz tego jak ognia. Syndrom zostania na pewnym etapie, bycia wiecznym dzieckiem określamy mianem Piotrusia Pana, używa się go w odniesieniu do mężczyzn, ale i kobiety nie pozostają w tej konkurencji odrzucone, wieczne dziewczynki nazywane są Princess Pan i bywa, że są niereformowalne!
Wieczne dziewczynki wcale nie są pod jakimś względem lepsze od swojego męskiego odpowiednika, ponieważ od nich społecznie wymaga się więcej, a więc są w tym aspekcie surowiej traktowane, jednak… Wieczna dziewczynka chce żyć, pełną piersią i bez sztucznych uwarunkowań i blokad, nie potrzebuje zewnętrznego zrozumienia i akceptacji swoich decyzji, nie chce też być prowadzona za rączkę albo co gorsza nie chce być marionetką słów: musisz, bo wypada… Na samym wypada wiele się na dłuższą metę nie zdziała, a to sformułowanie robi więcej bałaganu, niż porządku, bo tak naprawdę nie niweluje niczego, a tylko powoduje większe zamieszanie i buduje zbędne napięcie.
Dorosła dziewczyna powinna poukładać sobie życie według pewnych norm, nieakceptowalne jest by osiągała sukcesy na polu zawodowym, by ogarniała zewnętrze zdarzenia i czerpała z życia wedle uznania. Nie przyklaśnie jej się w jej drodze niewiadomo dokąd, bo nie stosuje się do jasno wytyczonych zasad, chodzi gdzie chce, umawia się z kim chce i sama decyduje o tym, czy zmieni swoje życie, status i pole manewru, czy też odwoła całą zabawę zwaną dorosłym, schematycznym życiem. I to nie jest tak, że ślub w jej przypadku jest złem, bywa, że koniecznym. Nic bardziej mylnego, ona po prostu niekoniecznie go potrzebuje, a jeśli już go chce to na wspólnie ustalonych warunkach, które nie krzywdzą żadnej z zaangażowanych stron.
Fajnie by było, gdybyś trochę dorosła, ale nie nakłaniam, każdy żyje według własnej filozofii i nie ma co z tym dyskutować, jednak… Gdyby nikt nie spełniał żadnych pokładanych w nim nadziei, nie wybierał czasem utartego szlaku, czy też nie działał schematycznie, to gdzie byśmy byli? Czy dorosłość to tylko umiejętność poradzenia sobie i opłacenia rachunków, spełnienia zachcianek czy dobra zabawa, a może egoistyczne przesłanki, których we własnym mniemaniu nikt inny nie rozumie? Dorosłość to jednak odrobina nagięcia się, spełnienie jakichś tam, niekoniecznie własnych nadziei i celów, to pewien etap, który nadchodzi, bez względu na to, jak bardzo naginalibyśmy metrykę.
Kobieto jeśli masz już jakiś „słuszny” wiek, to dla zasady nie mydl oczu innym, że to tylko twoje życie, jeśli przez przypadek celowy wprowadzasz do niego kogoś innego, bo może nie w pełni świadomie, ale tą jednostkę krzywdzisz. Jeśli dobrnęłaś do jakiegoś statusu, który cię zadowala, to nie brnij w swoje prywatne szczęście na oślep i tak, jakby tylko to miało znaczenie. Jeśli już postanawiasz zostać małą, wieczną dziewczynką, bo możesz, jak ci się zdaje, uwzględnij w swoich obliczeniach, że w momencie potknięcia, wybuchu czy też niewypału nikogo postronnego w okolicy nie będzie, by nie oberwał rykoszetem, którego przecież nie kontrolujesz. Bądź sobie kim chcesz, ale nie udawaj, że nie ma to żadnego wpływu na innych, bo ma i to nierzadko znaczący. Ograniczaj swoje wpływy, wtedy twoje życie może być wieczną bajką, do której ty sama piszesz tekst… Tak barwną, tak nieprzewidywalną i tak indywidualną, jak tylko sobie zamarzysz, tylko nie rań przy okazji jakiegoś dobrodusznego księcia.