Lepsza namiastka niż nic? Chyba jej nie chcę…
Z zamyślenia wyrwał mnie głos, który pytał o czym myślisz, a ja tak bardzo nie chciałam wdawać się w tę dyskusję, która prowadziłaby wprost nad skraj przepaści… Bo jak wytłumaczyć, że myślę o tym jak bardzo doskwiera mi życie, w którym oferuje mi się tylko namiastkę chwil, uczucia, połączonych światów, niby rozwoju, a cały czas szarpaniny, namiastkę spełnienia… Czy to w ogóle można przekazać tak, by po drugiej stronie pojawiła się tylko namiastka, a nie ogrom bólu?
I tak sobie wszyscy nawzajem oszczędzamy bólu, by nie mówić właśnie o tym co nas boli, unikamy zranień, by nie mówić o tym, co rozdziera nas od środka, wyciszamy się, bo ktoś twierdzi, że mówimy za głośno… Tym samym dajemy sobie tylko namiastkę zainteresowania, wzajemnego czasu, a nawet bycia. Tak jest we wszystkim, zamiast dawać z siebie wszystko, co możliwe, by każdy trybik działał jak należy to rzucamy sobie okruchy, jakby ktoś mógł się nimi najeść… W pracy niezbędne minimum, niekoniecznie dokładnie byle sumiennie, tak żeby szef się nie czepiał, w związku od czasu do czasu jakieś miłe słówko, trochę czułości, żeby w razie czego przyklepać to, co się gdzieś tam rozpada, w wolnym czasie łapiemy tyle „trendy” zadań, że nawet rozrywkę traktujemy jak ubogą krewną i niczym tak naprawdę się nie cieszymy, nie napawamy, nie żyjemy w pełni… W zdrowiu natomiast serwujemy sobie „koktajl mołotowa”, tak, żeby oszukać organizm, by przypadkiem się nie domyślił, że brakuje mu ruchu, energii, prawdziwej wartości.
Delektowanie się chwilą zastąpiło jej rejestrowanie, bo zamiast upajać się tym, co jest tu i teraz, zamiast dostrzegać barwy, całym sobą odczuwać to wolimy utrwalać, by o tym pamiętać, zapominając jednocześnie, że najlepszym “rejestratorem” jest nasz umysł i serce, tym samym ograbiamy chwilę z jej magii… A w tej szarości, codzienności każdy potrzebuje odrobiny magii, tak dla równowagi psychofizycznej, dla czystych emocji i prostych myśli… Oferujemy sobie namiastkę, bo nie stać nas na to, by dać więcej albo co gorsze… Nie chcemy dać więcej, bo w swoim egoistycznym podejściu do tematu nasza wygoda jest priorytetem. Tylko tu pojawia się problem, jeśli dla każdego prywatny komfort będzie tym czego należy bronić pazurami to czy pojawi się chociaż cień szansy, by dać sobie nawzajem więcej niż tę namiastkę?
Nie chodzi o to, by odzierać kogoś z tego, co ma, ale by chciał sam z siebie dać wszystko, nie po to by się spalić, ale by odrodzić się na nowo. Nie chcę namiastek, nie chce cząsteczek tego, co ważne, chcę całości, elastycznej, ale pełnej. Nie chcę utartych schematów, chociaż są wygodne, ale chcę, by jakieś ramy obowiązywały. Nie chcę dawać z siebie wszystkiego, podczas gdy inni rzucają mi coś na otarcie łez, żebym już nie jęczała. Nie chcę kawałka człowieka, chcę go w całości, w jego uśmiechu i grymasie, w złośliwościach i ciętych ripostach, w trudnych i pięknych momentach, w niepowtarzalnych spojrzeniach i codziennych potknięciach, w szybkiej porannej kawie i nieśpiesznym wieczornym winie, chcę go w grach rodzinnych i na parkiecie, chcę go obok, gdy czytam i chcę, by czasem był gdzie indziej, by jego świat był też mój, ale żeby miał w nim skrawek dla siebie. Chcę człowieka całego, chcę wyzwań pełnych, chcę radości do bólu szczerej i łez jawnych. Nie chcę namiastki, nie godzę się na nią, bo namiastka jest na chwilę, a fundamentów nie buduje się na chwili. A ty czego chcesz? Zadowolisz się namiastką? Wystarczy ci ona? A może chcesz sięgnąć po więcej?