On miał “wszystko”!
Życie na wysokim poziomie, bez zmartwień, niepotrzebnych frustracji, strachu o przyszłość jest tym, czego szukamy, pragniemy, oczekujemy… Problem pojawia się wtedy, gdy linia pomiędzy tym co konieczne i niezbędne zaciera się z linią zdecydowanie przesadziłem i zapomniałem gdzie są granice.
On zadbał o to, by jego życie wyglądało tak, jak zaplanował, jednak nie przewidział, że każde działanie ma skutki uboczne. Wybudował piękny dom, wygodny, funkcjonalny, robiący wrażenie, miał się czym pochwalić,.. ale jego rodzina była mała, składała się tylko z niego, bo nie miał czasu na przygotowanie fundamentów pod szczęśliwe życie. Nie miał czasu na miłość, przyjaźń, zobowiązania, odpowiedzialność za drugą i trzecią osobę… Nie miał czasu na inwestowanie w tego typu szczęście. Otrzymał od życia wiele możliwości działania w pracy, w sferze prywatnej, był pasjonatem, który uwielbiał rozwój, kształtowanie siebie, odkrywanie nieznanych zakątków,… ale miał na to za mało czasu, nie potrafił rozciągnąć doby, czas się kurczył, a on nie mógł z tych danych od losu możliwości korzystać. Pętla pragnień wraz z biegnącym na oślep czasem coraz szybciej i sprawniej zaciskały mu się wokół szyi. Ciągle sięgał po więcej, każda półka wymagań, która została przez niego zdobyta była niewystarczająca, była zbyt mała, za słaba, nie spełniała już swoich funkcji należycie. Mnożył więc tytuły, zdobywał doświadczenie,… ale gubił przy tym zdrowy rozsądek, zapominał jak się podejmuje trafne decyzje, jak to jest myśleć, był przekonany, że wiedza zastąpi mu wszystko… Pomylił się, jak się okazało życie jest najlepszym nauczycielem. Mnożył swój majątek, by zabezpieczyć się na przyszłość, by nigdy nie czuł, że czegokolwiek mu brakuje, chciał w ten sposób określić swoją wartość na rynku fałszywych przyjaźni, zakłamanych więzi, sztucznych słów wsparcia i sarkastycznych uśmiechów… Próbował dobro, piękno, prawdę określać monetami, banknotami, estetycznymi wnętrzami, modnymi krojami i liczbą koni pod maską… Ale…
Są rzeczy, których nauczył się perfekcyjnie, wykuł na pamięć jak zarabiać więcej i skuteczniej, jak jeść szybciej, jak pracować intensywniej i efektywniej, jak stwarzać pozory wielkości, pomimo małego charakteru… Był mężczyzną, który tak naprawdę nauczył się działań mechanicznych, uznając, że ma wszystko, stracił wszystko… Nigdy nikim się nie opiekował, nigdy nikogo nie wspierał, nigdy naprawdę się nie bawił, tak po prostu z głębi serca, bo wszystko miał wyliczone, wykalkulowane, napięte do granic możliwości… Zapominał o śnie, ignorował swoje ciało, nigdy tak naprawdę nie nauczył się żyć… Miał jak mu się zdawało wszystko, pieniądze, status, świetny samochód, wymarzony dom, znajomych, którzy gdyby tylko powinęła mu się noga wbili mu nóż w plecy, ale gdy był na topie oni stali za nim murem… Stać go było też na niezbędne leki, gdy organizm się zbuntował, gdy okazał czego mu brakuje… Miał wszystko, ale umierał w samotności, bo nauczył się zarabiać na życie, łapać niezbędne kontakty, ale życia nie nauczył się nigdy, nawet nie próbował… Nie zakosztował z ogrodu prawdziwych relacji, nie pił z dzbana prawdziwych uczuć, nie musnął nawet prawdziwych wartości… W tym tłumie adoratorów, interesantów, wymuskanych wnętrz, zapierających dech widoków nie było oczu, które patrzyłyby w ten wyjątkowy sposób tylko na niego, nie było drobnych dłoni, które liczyłyby na to, że on za nie złapie, gdy zdarzy się upadek, nie było przy nim ludzi, tych wyjątkowych jednostek, które są z nim na dobre i na złe… Na to drugie szczególnie. Umarł sam mając wszystko, jednocześnie nie mając nic, taki ubogi bogacz.