Jesteśmy takie niezależne, takie samowystarczalne, takie nieskazitelnie postępowe i nad wyraz rozwinięte, że to chyba zrozumiałe, że nie jesteście nam potrzebni? Że jesteście zbyteczni i w sumie to czy jesteście, czy już nie istniejecie nie ma większego znaczenia dla naszej egzystencji, w której same sobie królujemy! Nie potrzebujemy was, waszego zainteresowania, zabiegania czy przytulania, waszych czułości i wsparcia, nie jest nam niezbędne wspólne pomieszkiwanie i dzielenie obowiązków, bo przecież tak perfekcyjnie wprost radzimy sobie same, takie jesteśmy idealnie poukładane. Marzenia spełniamy same, fantazje odkładamy w kąt, bo bywają rozpraszaczem i wyciągamy je tylko wtedy, gdy czas na to pozwala, działamy według własnych reguł i głośno wyrażamy naszą dezaprobatę dla waszych poczynań. Ach my idealne, o niczym niezmąconych rysach wojowniczek o idee.
Same potrafimy rozładować zmywarkę po skończonej pracy dokładnie tak, jak rozładowujemy emocje, gdy nikt nie widzi, z wolna pochlipując jakby to, co mamy było winą wszystkich tylko nie nas samych. Same potrafimy ogarnąć własną przestrzeń, tak jak ogarniamy skutecznie naszą pogoń za karierą i dobrobytem, w samotności, odtrąceniu i z kieliszkiem co wieczór sączonego wina. Same chcemy iść przez życie jako te, które są podziwiane i wystawiane na widok tych, których zazdrość zjada od środka. I same jesteśmy w stanie utulić się do snu, w którym powtarzalność jest tak bolesna, że już słów brakuje, by ją wyrazić. Wszystko potrafimy zrobić same, zapominając o tym, o ile przyjemniejsze jest robienie tego w duecie.
Oficjalnie? Nie oczekujemy bliskości, ale łakniemy jej jak kwiat słońca, nie chcemy bez niej żyć, ale nie potrafimy się przełamać i przyznać do słabości i potrzeby, tak ludzkiej przecież. Nie oczekujemy pomocy, ale w samodzielnej codziennej walce powtarzalnych czynności chciałybyśmy czegoś więcej. Nie oczekujemy, że ktoś nas wesprze, ale tyle razy już nieoczekiwane potknięcia dały się we znaki, że gdyby ktoś się domyślił, zniósł kaprysy i oficjalne stanowisko, że jesteśmy na nie, może nawet byłoby miło? To wszystko w oficjalnym kontekście, ale nieoficjalnie jesteśmy w środku kruche, choć na zewnątrz zbyt harde, jesteśmy często chaotyczne, choć na zewnątrz gramy oazy uporządkowania, niby rozchwiane emocjonalnie, ale z zaciśniętymi ustami pełne spokoju, niby potrzebujemy pomocy, ale absolutnie i pod żadnym pozorem o nią nie poprosimy, bo jaki by to miało wydźwięk dla naszych postulatów?
Nie potrzebujemy was Panowie, walczymy o bycie równymi, o te same możliwości, tylko nie mamy w sobie tej finezji, krzyczymy i rzucamy czym popadnie, wypisujemy melodramatyczne listy zawierając w nich informacje o tym, co nam się należy i do czego powinniście się dostosować. Ale zapominamy przy tym o tym, że skoro walczymy o coś dla siebie to nie możemy jednocześnie odbierać tego wam, bo skoro jesteśmy równi, to jako ludzie możemy to samo. Szukamy równości krzycząc i wymagając, rzucając obelgami i strojąc fochy, bo w końcu chcemy być jak wy, ale syndrom obrażonej księżniczki ma pozostać w naszych kuluarach, tak na wszelki wypadek. Chcemy tego samego, ale z wszystkimi przywilejami kobiet, bo nam się należy, w imię walki jaką toczymy od stuleci.
Nie musicie istnieć, bo nie ma takiego obowiązku, ale chociaż coraz mniej kobiet wam to powie głośno, to jesteście potrzebni. Owszem radzimy sobie same, potrafimy godzić wszelakie obowiązki, tak też zostałyśmy skonstruowane, ale o ile przyjemniej byłoby, gdybyśmy mogły dzielić je z wami? O ile milej byłoby, gdyby zmywarka rozładowywana była przez dwie pary rąk, a kubek porannej kawy nie stał samotnie? O ile korzystniej by było, gdybyśmy nie walczyły z wami, a u waszego boku. O ile efektywniej byłoby gdybyśmy nie czuły się wykorzystywane i molestowane, a po prostu dały się kochać temu wybranemu. Chyba za daleko poszłyśmy w tej wolności, w tych walkach o kobiecą niezależność, bo za moment staniemy się w tym bardziej męskie niż zamierzałyśmy, a chyba nie o to chodzi.
Nie potrzebujemy was, ale wy nas właściwie też i warto przyjąć za pewnik, że nie powinniśmy się nawzajem prosić o bliskość i czułość, że nie powinniśmy w relacji dzielić wszystkiego na moje i twoje, a tego absolutnie nie rusz. Nie powinniśmy być jak dwa obozy wojenne, tylko dlatego, że nasze zdania nie są w pełni zgodne. Nie powinniśmy oczekiwać, że druga strona zawsze będzie czuła to samo, bo bez względu na płeć ma prawo do swoich odczuć. Nie powinniśmy wymagać, że role społeczne mają być zaspokajane wedle jakichś tam reguł, z góry narzuconych. Nie powinniśmy czekać w oknie na drugiego człowieka, jak pies przez lata na towarzysza podróży, który o nim zapomniał. Zachowajmy prawa nie umniejszając przy tym wartości poszczególnych jednostek, to takie proste w swej konstrukcji, a tak trudne w chęci przekazania do realizacji. I nie chowajmy się za nazewnictwem, jeśli chcemy coś osiągnąć, czasem wystarczy zwykła rozmowa, a jeśli to nie działa, to być może w tej korelacji nigdy nie zadziała i trzeba odejść. W sumie was nie potrzebujemy, ale miło, gdy jesteście i gdy mamy te same prawa, obowiązki, potrzeby miłości i spojrzenia ukierunkowane przynajmniej w podobne strony.